Nawet 40 tysięcy osób może stracić pracę w londyńskim City – donosi Press Association, powołując się na wypowiedź analityka Harma Mejera. To kolejny efekt burzy na międzynarodowych rynkach finansowych.

Największe redukcje grożą w działach zabezpieczenia długu, obsługi prywatnych spółek kapitałowych i bankowości inwestycyjnej. Jeden z największych banków świata JP Morgan zwolnił ostatnio w tych działach 10 procent pracowników. Dalsze redukcje planuje w latach 2008-09 m.in. w związku z przejęciem londyńskiego oddziału banku Bear Stearns.

Meijer uważa, iż wcześniejsze wyliczenia ośrodka CEBR (Centre for Economic and Business Research) z grudnia ub.r. sugerujące, iż zatrudnienie zmniejszy się o 20 tys., są zbyt optymistyczne. W dodatku City jest w nich rozumiane szerzej (tzn. nie tylko jako tzw. kwadratowa mila wokół Banku Anglii, lecz także Canary Wharf i część West Endu).

Ostatnia taka burza w londyńskim City miała miejsce w latach 2000-1, gdy pękła bańka na rynku nowych technologii. Redukcja zatrudnienia objęła wówczas 7 proc. ogółu siły roboczej. Dzisiejsze 40 tysięcy miejsc pracy to „tylko” pięć procent ogółu zatrudnionych w sektorze usług finansowych brytyjskiej metropolii.