Po raz pierwszy od II wojny światowej na warszawskim Służewcu nie będzie wyścigów konnych. To, co na całym świecie przynosi zyski, w stolicy okazało się nieopłacalne. Tor do gonitw to ruina, spółka nim zarządzająca jest w likwidacji...

W lutym sąd zarządził likwidację zadłużonej na kilkanaście milionów złotych państwowej spółki Służewiec Tory Wyścigów Konnych. Spółką zainteresowała się już prokuratura i ABW.

Nowym inwestorem ma być Totalizator Sportowy, ale ten już od pół roku negocjuje umowę z Klubem Wyścigów Konnych (końca rozmów nie widać). Nawet jeśli jakimś cudem dojdzie do podpisania umowy, to potrzebna będzie zgoda aż 3 ministerstw – skarbu, finansów i rolnictwa. Potem trzeba będzie przygotować zakłady. Mało prawdopodobne, by jeszcze w tym roku na Służewcu odbyły się gonitwy.

A może ktoś celowo doprowadził Tory Wyścigów Konnych do upadku? Czy przez lata uprawiany jest lobbing, który ma doprowadzić do likwidacji wyścigów i wyprzedania zielonego terenu o powierzchni 140 hektarów niemal w centrum miasta?

Na Służewiec chrapkę mają developerzy, ale nie tylko oni - bo na terenie można zbudować dowolny obiekt biznesowy. I dlatego też o Służewiec walczyło wiele firm, tylko dziwnym trafem oferty specjalistów z branży konnej były odrzucane. Bezczynny w tej sprawie jest także właściciel terenu, czyli Ministerstwo Skarbu – żalą się koniarze.

A kto najwięcej straci, jeśli na Służewcu nie będzie wyścigów? Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Miry Skórki

Cóż, na całym świecie prowadzenie wyścigów konnych to prawdziwa żyła złota. Tak jest chociażby w Wielkiej Brytanii. Tam wyścigi konne to potężny przemysł, który przynosi zatrudnienie tysiącom ludzi. Na Wyspach znajduje się ponad 60 torów wyścigowych; wystarczy wejść do jakiegokolwiek biura bukmacherskiego, aby dzięki specjalnej telewizji „znaleźć się” na jednym z nich.

Każdego dnia organizuje się w Wielkiej Brytanii 5 ważnych gonitw. A można się do nich przygotować, czytując fachowa prasę. Wielu Brytyjczyków nie wyobraża sobie życia bez tej formy hazardu. Niewyobrażalna byłaby także dziura w państwowym budżecie, gdyby nagle zabrakło bukmacherskich podatków.