Sektor bankowy na razie bardzo sceptycznie podchodzi do najnowszej propozycji Komisji Nadzoru Finansowego w sprawie pomocy frankowym kredytobiorcom. Wczoraj szef KNF zaproponował, by wszystkim chętnym frankowe kredyty hipoteczne przewalutować i traktować tak, jakby od razu były spłacane w polskim złotym.

Banki zapowiadają negocjacje w tej sprawie. Twierdzą, że nie mówią "nie", ale chcą poznać szczegóły propozycji.

To, co jest tu dla banków zachęcające to możliwość wyplątania się z kosztownych sporów sądowych, które banki często przegrywają. To, co jest korzystne dla klienta, to fakt, że przestanie się on bać nagłego wzrostu kursu tej waluty, a do tego jego zadłużenie spadnie - przeciętnie o 140 tysięcy złotych.

Banki - żeby zgodzić się na takie rozwiązanie - stawiają jeden kluczowy warunek. Korzystający z tego klient musiałby się zobowiązać, że rezygnuje z dalszego procesowanie się z bankiem w sądach, a na to nie każdy klient pójdzie. Banki będą teraz rozmawiać o tym z politykami i urzędnikami. Może to potrwać kilka miesięcy.

Na czym polega propozycja?

Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Jacek Jastrzębski zaproponował by w sprawę zakończyć i by wszystkim chętnym klientów zamienić kredyty frankowe na złotowe. Czyli żeby były spłacane tak, jakby od początku były kredytami zaciągniętymi w naszej krajowej walucie. Oczywiście przez to oprocentowanie byłoby wyższe, ale za to dług do spłacenia niższy.

Jak by to wyglądało? Załóżmy że ktoś wziął z banku - we frankach 300 tysięcy złotych na 30 lat. I zrobił to w szczycie frankowego szału, czyli w 2008 roku.

Jeśli wziął taki kredyt we frankach, to do ręki wziął 300 tysięcy, spłacił już 260 tysięcy, a do spłaty zostało mu jeszcze aż 350 tysięcy, bo tak mocno wzrósł kurs franka. To przecież - dla wielu - szaleństwo.

Gdyby w tamtym czasie ta sama osoba wzięła kredyt w polskim złotym, to do ręki dostałaby 300 tysięcy, do dziś spłaciłaby 240, a do spłaty zostałoby jeszcze 210 tysięcy - z racji odsetek.

Wniosek - jeżeli pomysł Komisji Nadzoru Finansowego przejdzie, to sytuacja przeciętnego frankowicza zostanie zmieniona na taką jak by od razu wziął kredyt złotowy. Uwolniłby się od 140 tysięcy złotych długu. I od obaw o zmieniający się kurs franka.

Dlaczego banki miałyby się na to zgodzić? Po pierwsze przestałyby masowo przegrywać w sądach sprawy frankowe. Po drugie przestałyby tracić zaufanie.


   

Opracowanie: