Bogdan Rymanowski: Będzie w tym roku polski Oscar?

Allan Starski: Ja trzymam kciuki. Powinien być, a szczególnie dla mnie zdjęcia w filmie „Helikopter w ogniu”. Są tak wspaniałe, że powinny być zauważone przez członków Akademii.

Bogdan Rymanowski: Rozmawiałem z nim tuż po nominacji i powiedział, że on właściwie nie lubi filmów akcji, że nie chciałby otrzymywać kolejnych nominacji. Czy te zdjęcia mają szansę wygrać?

Allan Starski: Nie wiem, czy to nie jest trochę kokieterii w tym co powiedział Sławek Idziak. Wydaje mi się, że taki film jest jednak frajdą realizacyjną – wspaniały film z wielkim reżyserem. Ja jestem wielkim fanem Ridleya Scotta. Myślę, że te zdjęcia się wyróżniają wspaniałą dynamiką, są inne niż wszystko co do tej pory widziałem w takich filmach.

Bogdan Rymanowski: Trzymamy więc kciuki za Sławomira Idziaka. Trzymamy także kciuki za drugiego naszego kandydata nominowanego – Sławomira Fabickiego – w kategorii film krótkometrażowy. Jego męska sprawa ma ponoć spore szanse. Jest pan członkiem Akademii Filmowej – niektórzy mówią, że system głosowania nie jest zbyt sprawiedliwy, jak to jest?

Allan Starski: Ja będę bronił tego systemu, bo wydaje mi się, że trudno znaleźć system bardziej sprawiedliwy. To jest po prostu rodzaj wyborów. Siedem tysięcy członków Akademii głosuje na filmy, które im się podobają. To jest najprostszy właściwie system. Nie ma jury, nie ma dyskusji, nie ma narad. Oczywiście są wielkie studia, które starają się jak najlepiej wypromować swoje filmy, albo walczą z konkurentami w artykułach prasowych, w akcjach promocyjnych.

Bogdan Rymanowski: Pan głosuje w dwóch kategoriach: najlepsza scenografia i najlepszy film.

Allan Starski: To nie jest tak. Głosuję w dwóch kategoriach na nominacje i to jest bardzo mądre, ponieważ głosuję na to, na czym się najlepiej znam, czyli na swoją kategorię zawodową, na nominację na najlepszy film. A teraz na Oscary głosuję już we wszystkich kategoriach oscarowych. To znaczy we wszystkich kategoriach filmów rozpowszechnianych w Ameryce, w tych kategoriach, w których te filmy są nominowane.

Bogdan Rymanowski: Tych filmów jest bardzo dużo, czy pan jest w stanie je wszystkie obejrzeć? Właściwie siedzi pan od świąt Bożego Narodzenia i nic nie robi tylko na kasetach wideo i na dvd ogląda pan na okrągło te wszystkie filmy?

Allan Starski: Z filmami jest tak: przede wszystkim bardzo dużo ich powstaje. Z tych filmów do nominacji jest zgłaszanych też wiele filmów, ale tych filmów jest już po pierwsze mniej, a po drugie jednak w ciągu roku ja też orientuję się jakie filmy są warte obejrzenia, jakie filmy mogą w ogóle kandydować do nominacji i te filmy staram się obejrzeć. Tym bardziej w tym roku tak się złożyło, że nie robiłem w trakcie nominacji filmu i mogłem obejrzeć więcej filmów. Dużo jest filmów ciekawych. Mam świadomość, że głosuję i na co głosuję.

Bogdan Rymanowski: Członkowie Akademii nie mogą chyba zdradzać na kogo głosowali, ale może nam pan powiedzieć, jaki film jest pana faworytem w tym roku.

Allan Starski: Jest parę filmów ważnych, fajnych, ciekawych i na te firmy starałem się głosować w różnych kategoriach. Ucztą oglądania dla mnie był „Gosford Park” Altmana.

Bogdan Rymanowski: Altman nie dostał jeszcze Oscara. Może w tym roku?

Allan Starski: No może. Myślę, że w tym roku faworytem jest tak naprawdę „Władca Pierścieni”, bo to jest film, który – wydaje mi się – zbierze mnóstwo Oscarów. Ja natomiast skupiłem się na filmach, które bliższe są mojej estetyce, mojemu wyobrażeniu o interesującym, ciekawym filmie. Takim filmem jest film Altmana, takim filmem jest na pewno film Ridley’a Scotta ze zdjęciami Sławka, takim filmem jest mało znany film „I Am Sam” – to jest film z Seanem Pennem tworzy przejmującą kreację, wspaniałą. Tak, że nie wiem. Zobaczymy.

Bogdan Rymanowski: Podobno tego roczne Oscary mogą być pełne niespodzianek. Recenzent „Newsweeka” powiedział ostatnio, że nie sposób wskazać pewniaka w 6 na 9 najważniejszych kategorii.

Allan Starski: Ale myślę, że to jest właśnie ciekawe. Myślę, że to właśnie chociażby ten „Piękny umysł”, który walczy i myślę, że dostanie duże Oscarów jest dobrym filmem. Myślę, że to jest ciekawe w tym roku i bardzo się różni od ostatnich lat, że nie ma naprawdę takich 100% kandydatów. Tak jak ostatnio poddawałem się właściwie takiej fali entuzjazmu. Głosowałem na filmy hollywoodzkie. Takie typowe widowiska tak jak „Titanic” tak jak „Gladiator”. Tym razem moje głosy rozstrzeliły się wśród wielu filmów. Wystarczy, że powiem, że „Amelia”, która dostała nominację dla filmów zagranicznych, startuje tym razem w tych kategoriach profesjonalnych, dlatego że na tyle przyciągnęła publiczność, że stała się też filmem znanym w Ameryce.

Bogdan Rymanowski: Proszę nam powiedzieć, jak czują się nominowani na kilkadziesiąt godzin przed ceremonią, czy przeżywają duży stres, czy przygotowują się do tych przemówień już słynnych, chociaż krótkich, do tego namawiają organizatorzy.

Allan Starski: Myślę, że to się staje coraz lepiej przygotowane, coraz bardziej skomercjalizowane. Ja muszę powiedzieć, że ja podszedłem do tego zupełnie nie zawodowo, bo po pierwsze nie wierzyłem w to, że wierzyłem Oscara, cieszyłem się tym, że dostałem nominację i uważałem, że w ogóle istnienie w gronie tych ludzi, którzy zostali wyróżnieni w tej rocznej produkcji jest fantastyczne. Obserwowałem to co się działo dookoła mnie, mniej się zajmowałem sobą dlatego w ogóle nie byłem przygotowany, nie miałem tego przemówienia. Myślę, że dyskusja na temat, co te przemówienia powinny zawierać, może jest dobra, dlatego, że już jest taka sztampa tych litanii, podziękowań.

Bogdan Rymanowski: Krótkie przemówienie zamienia się tak naprawdę w długą listę płac.

Allan Starski: Może dlatego, w tym roku wszyscy myślą, żeby to zmienić.

Bogdan Rymanowski: Był pan tam środku W Hollywood. Co widzi człowiek, który jest w środku przygotowań do rozdania Oscarów, a czego nie widzi normalny widz, który ogląda to wszystko w telewizji.

Allan Starski: No nie widzi przede wszystkim przerw na reklamy, które muszą wypełniać tą ceremonię. Dlatego te montowane są ciekawsze, chociaż czasem szkoda, bo są wycinane takie momenty może anegdotyczne, choć też ważne. Ja muszę przypomnieć, że w tej zmontowanej wersji, która szła w Polsce nie można było oglądać, tego momentu, kiedy myśmy z Ewą Braun otrzymywali Oscara.