Do przedstawionych przez SLD i prezydenta propozycji wprowadzenia zakazu zasłaniania twarzy podczas demonstracji policja proponuje dopisanie sankcji za jego naruszenie. Manifestanci mieliby płacić grzywny za zmianę wyglądu lub zasłonięcie twarzy. Co to zmieni?

Zasłonięcie twarzy stanie się przez wprowadzenie pomysłu policji występkiem nie tylko zabronionym, ale i karanym. Logicznie rzecz biorąc - bez zarzutu. Praktycznie jednak, jeśli miałoby nas to uchronić od wydarzeń, do jakich doszło w Warszawie 11 listopada, kombinacja zakazu i kary grzywny za jego naruszenie stanowi mix bez znaczenia. 

Dlaczego? Bo jego obowiązywanie nie uchroniłoby nas zarówno przed spaleniem tęczy na pl. Zbawiciela, jak bijatyką w okolicy squatu przy ul. ks. Skorupki czy także udziałem zamaskowanych bojówkarzy w spaleniu stróżówki przed ambasadą Federacji Rosyjskiej. Dwa pierwsze z tych wydarzeń nie miały bowiem miejsca na trasie Marszu Niepodległości, a w kilkusetmetrowym oddaleniu od niego. To zatem, że ich uczestnicy byli z demonstracją związani wymaga udowodnienia, co należy do policji. Z punktu widzenia hipotetycznego na razie zakazu i kary grzywny - nie można byłoby ich tam stosować, bo napastnicy działali poza terenem demonstracji.
> Do ataku na niechronioną właściwie stróżówkę i ambasadę Rosji doszło zaś już po formalnym rozwiązaniu Marszu. Wówczas więc także nie można byłoby zakazu i kary stosować, bo zamaskowani bandyci nie stanowili już demonstracji, a to ich uczestników zakaz i kara mają przecież dotyczyć.

Jak egzekwować?
Dotychczas obowiązujące prawo nakazuje policji legitymowanie i zatrzymywanie osób, popełniających przestępstwa i wykroczenia. Nie da się tego zrobić bez ujawnienia twarzy podejrzanych. 11 listopada policjanci tego prawa z pewnością nie wykorzystywali w pełni. Przestępcy byli zamaskowani, co... uniemożliwiło funkcjonariuszom ich wyłapanie i wylegitymowanie. To wymagałoby jednak zdjęcia hulającym po mieście bandytom masek w czasie tego hulania, a nie siedzenia przed ekranami monitoringu kilka dni później.

W czym więc problem?
Nie w kolejnych zakazach, ale właśnie w niekorzystaniu z przepisów, które istnieją. Jeśli policja nie była w stanie zapobiec bandyckim wybrykom kilkuset zamaskowanych napastników, działających na obrzeżach demonstracji i nie niepokojonych przez funkcjonariuszy, kiedy do niej wracali - jaka jest gwarancja, że poradzi sobie z takim samym zachowaniem tych samych bandytów, kiedy zabronimy używania masek wszystkim kilkunastu tysiącom demonstrantów? Czy będzie dla bandytów wielką sztuką naciąganie kominiarek podczas palenia tęczy albo w czasie rozróby po rozwiązaniu demonstracji (wtedy zakaz i kara już by nie obowiązywały), a ich zdejmowanie w tłumie manifestantów?

Panowie poprawiacze!
Czy zamiast mnożyć czyny karalne w przyszłości, nie byłoby prościej robić to, na co wskazuje logika elementarna - łapać tych, którzy popełniają takie, które już dziś są karalne? Zwłaszcza kiedy widać, że nawet takie mnożenie zakazów w żaden sposób nie mogłoby zapobiec temu, do czego doszło w Święto Niepodległości?