Po zwycięstwach ze Szwecją i Chorwacją, Katar wydaje się być najłatwiejszą przeszkodą naszych piłkarzy ręcznych w drodze po medal mistrzostw świata. Tylko czy aby na pewno?
Owszem, jeśli przejrzycie historię mundiali w piłce ręcznej, Kataru tam nie uświadczycie. Tzn. czasem grali, ale bez większych sukcesów. Sytuacja zmieniła się, gdy dowiedzieli się, że takie mistrzostwa zorganizują u siebie.
O ich reprezentacji powiedziano już wiele. Pewnie doskonale wiecie już, że grają w niej Czarnogórcy, Bośniacy, Francuz i Hiszpan, skuszeni tamtejszymi petrodolarami. Można się wyzłośliwiać, że to tylko najemnicy, ale z drugiej strony nie należy zapominać, że musieli odcierpieć odpowiednie karencje, by móc grać dla swojej nowej "ojczyzny".
To są bardzo solidni zawodnicy, może nie wszyscy tak doświadczeni na tym szczeblu rywalizacji międzynarodowej (choć przecież mają w swoim składzie francuskiego mistrza świata sprzed czterech lat), ale na pewno nie amatorzy. A do tego prowadzi ich szkoleniowiec, który dwa lata temu doprowadził Hiszpanów do tytułu mistrzów świata - Valero Rivera.
Spotkanie z takim gospodarzem w meczu o finał turnieju nie może więc być lekkie, łatwe i przyjemne. Tym bardziej, że piłka ręczna jest, w sferze sę
dziowskiej, znacznie bardziej uznaniowa od innych gier zespołowych. Właściwie każde ostrzejsze zagranie w obronie można potraktować dwuminutową karą, więc nasze obawy o sędziowanie są jak najbardziej uzasadnione. Sześć lat temu byłem już na półfinale MŚ, którzy nasi szczypiorniści grali przeciwko gospodarzom. To było w Chorwacji - może pamiętacie, akurat w trakcie tego meczu "odklejał" się parkiet. Ale nie o tym mowa - wówczas sędziowie niespecjalnie pozwolili naszym nawiązać walkę z gospodarzem.
Czy podobnie będzie w piątkowe popołudnie? A może jednak sędziowie nie będą aż tak bardzo w stanie przeszkodzić biało-czerwonym? Na szczęście w piłce ręcznej znacznie trudniej wypaczyć wynik, niż na przykład w futbolu. Choć historia Kataru przypomina trochę Koreę Południową z mistrzostw świata w 2002 roku...
