Siatkarki reprezentacji Polski są już na etapie ćwierćfinału mistrzostw Europy. To dobra wieść z bułgarskiego Płowdiw, ale tak naprawdę to czekamy, by po "ćwiartce" EuroVolley biało-czerwone przeprowadziły się do stolicy Serbii - Belgradu - pisze w komentarzu na RMF24.pl Janusz Uznański, rzecznik Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

W Belgradzie zagrają najlepsze cztery drużyny Europy. Dwa lata temu drużyna Jacka Nawrockiego też była w tym gronie europejskich drużyn i choć zajęła "przykre" miejsce czwarte, to i tak zrobiła spore wrażenie.

Teraz Polki w Płowdiw wygrały cztery spotkania w grupie. Przegrały tylko z drużyną Bułgarii, która sprawiła niespodziankę w ćwierćfinale przegrywając ze... Szwecją 2:3. To, póki co największa sensacja tegorocznych mistrzostw Starego Kontynentu. Skoro 15 drużyna (Bułgaria) w rankingu FIVB przegrywa z 47 (Szwecja), to dlaczego 13 zespół światowej klasyfikacji (Polska) nie miałby dać rady nawet 4 (Turcji) w potyczce o strefę medalową? Nie przywiązujmy szczególnej uwagi do pewnych "cierpień" Polek w potyczce z Ukrainą w 1/8 finału (wygrana 3:1). Szwedki dowiodły, że jakiekolwiek papierowe gradacje nie mają znaczenia. Teraz w fazie ćwierćfinałowej pora, by "potop szwedzki" zastąpić polskim, który "zatopi" kolejne faworytki nawet w Belgradzie.

Tym bardziej panowie muszą dowieść, że w rozpoczynających się 2 września w Krakowie mistrzostwach kontynentu "polski potop" dotrze via Gdańsk do Katowic - czyli "czwórki" najlepszych drużyn Europy. W tym wypadku, każdy - inny rozwój wypadków będzie ogromną "wtopą" projektu prowadzonego przez trenera Vitala Heynena.

Niech więc wrzesień będzie "polskim potopem".