Czy doszło do korupcji i tuszowania w sprawie skandalisty Marciala Maciela Degollado? Trzeba to sprawdzić, ale rozpoczęcie konkretnych działań dopiero pod koniec 2004 roku, czyli na kilka miesięcy przed śmiercią papieża Jana Pawła II, bardzo wiele mówi. Dochodzenie watykańskie w sprawie tuszowania byłoby o tyle łatwiejsze, że żyją kardynałowie i inne osoby z najbliższego otoczenia papieskiego. Mogą więc złożyć zeznania.

Wczoraj kardynał Stanisław Dziwisz, były metropolita krakowski, wydał oświadczenie w sprawie niektórych publikacji prasowych, które poddają pod wątpliwość zaangażowanie papieża Jana Pawła II w walkę z nadużyciami seksualnymi w Kościele katolickim. Całego oświadczenia na razie nie komentuję, bo wymaga ono konfrontacji z wypowiedziami innych osób z dawnego otoczenia papieskiego. Pozwolę sobie jedynie skomentować akapit dotyczący najbardziej bulwersującej sprawy. Były sekretarz papieski w punkcie piątym swojego oświadczenia pisze:

"Za pontyfikatu i zgodnie z wolą św. Jana Pawła II Kongregacja Nauki Wiary rozpoczęła dochodzenie w sprawie oskarżeń dotyczących Maciela Degollado, założyciela Legionistów Chrystusa. W grudniu 2004 roku wysłano ówczesnego promotora sprawiedliwości, a dziś arcybiskupa, Charlesa Sciclunę z jeszcze jednym prawnikiem do Meksyku i Stanów Zjednoczonych, by przeprowadzili dochodzenie. Zostało ono prowadzone po śmierci Jana Pawła II i dlatego na początku pontyfikatu Benedykta XVI mógł zapaść wyrok".

Moim zdaniem jest to tylko fragment prawdy, bo informacje o niegodziwych postępowaniach owego meksykańskiego duchownego dochodziły do Watykanu już w połowie lat 50. ubiegłego wieku, czyli za pontyfikatu czterech poprzednich papieży - Piusa XII, Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła I. Niestety informacje te, co krakowski kardynał przemilcza, były albo bagatelizowane, albo tuszowane przez konkretnych pracowników kurii rzymskiej. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że ks. Degollado miał wielki talent do zjednywania sobie zwolenników. Zwłaszcza, że jego zgromadzenie zakonne rosło szybko w siłę tak liczebną, jak i finansową, i to chwili, gdy inne tradycyjne zakony przeżywały wielkie kryzysy. Potrafił on też posługiwać się przekupstwem i intrygami. Pomimo więc wielu świadectw ze strony skrzywdzonych osób, w tym kleryków i księży, Watykan nie dawał temu wiary.

Pierwsze formalne spotkanie ofiar i ich prawników w Kongregacji Nauki Wiary, o czym pisze ks. prof. dr hab. Andrzej Kobyliński z Warszawy, miało miejsce 17 października 1998. Został wprawdzie przygotowany akt oskarżenia, ale rok później ofiary otrzymały oficjalne pismo, podpisane w Wigilię Bożego Narodzenia (bardzo znamienny dzień na podpisywanie takich pism), czyli 24 grudnia 1999 roku, które informowało je o zawieszeniu postępowania przeciwko ks. Degollado. O tym zaniechaniu wspominał papież Franciszek w swojej "anegdocie", wypowiedzianej do dziennikarzy w czasie powrotu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie podał wtedy żadnych konkretów, ale w tych dniach potwierdził, że o to właśnie chodziło.

Co do kardynała Stanisława Dziwisza, to miał on zawsze bardzo zażyłe kontakty ze środowiskiem owego duchownego. Dla przykładu, gdy w 1998 roku otrzymał święcenia biskupie, to na uczelni prowadzonej właśnie przez księży legionistów został wydany na jego cześć wystawny obiad dla 600 osób. Łatwo sobie wyobrazić, ile taka impreza kosztowała. Jak opowiadał mi jeden z uczestników tego obiadu, do stołu podawali klerycy "wymuskani jak laleczki". A było to już po tym, jak ofiary, które zostały seksualnie wykorzystane przez ks. Degollado, złożyły osobiście na ręce ks. Dziwisza informacje na ten temat, prosząc o przekazanie ich papieżowi. Czy informacje te dotarły wówczas do papieża? Z wielu relacji wynika, że nie.

Inna sprawa, że takich dowodów "wdzięczności" ze strony meksykańskiego księdza-skandalisty wobec innych osób z otoczenia papieskiego było bardzo wiele. Osobną sprawą są nie mniej zażyłe kontakty ks. Degollado z kardynałem Angelo Sodano, sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej, który był głównym jego protektorem. Czy doszło wówczas do korupcji i tuszowania? Trzeba to sprawdzić, ale rozpoczęcie konkretnych działań przeciw krzywdzicielowi wielu osób dopiero pod koniec 2004 roku, czyli na kilka miesięcy przed śmiercią papieża Jana Pawła II, bardzo wiele mówi.

Dochodzenie watykańskie w sprawie tuszowania byłoby o tyle łatwiejsze, że wspomniani kardynałowie żyją i mogą złożyć zeznania. Żyje także wielu innych z tego otoczenia.