Prawda o bohaterstwie polskich chłopów z Kresów była niewygodna tak w PRL, jak i w Trzeciej RP. Najwyższy czas ją przywrócić.

Posłowie Tomasz Rzymkowski i Bartosz Józwiak z Klubu Kukiz’15 złożyli niedawno w Sejmie interpelację skierowaną do ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. Dotyczy ona sprawy umieszczenia na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie tablicy dedykowanej obrońcom Przebraża na Wołyniu. 

Czym była obrona Przebraża, nazywanego przez wielu "wołyńskim Westerplatte"? Banderowskie ludobójstwo było zaskoczeniem dla mieszkańców Kresów Wschodnich. Po pierwsze, tamtejsza ludności polska, głównie chłopska, żyjąca od wieków w zgodzie z Rusinami (Ukraińcami), nie spodziewała się agresji z ich strony. Po drugie, represje sowieckie, w tym zsyłki na Sybir i do Kazachstanu, zdziesiątkowały ową ludność. Po trzecie, zabrakło wyobraźni tak w rządzie londyńskim, jaki w strukturach Armii Krajowej, które za głównego wroga uważały Niemców i Rosjan, bagatelizując zagrożenie ze strony UPA. Przykładem tego jest fakt, że 27 Wołyńska Dywizja AK powstała dopiero w styczniu 1944 roku, czyli wtedy, gdy większość wołyńskich wiosek była już wymordowana.

Niektórzy jednak byli bardziej przewidujący. Należał do nich Henryk Cybulski, leśnik i podoficer rezerwy WP. Urodził się koło Przebraża, wsi położonej zaledwie 25 km od Łucka, stolicy województwa wołyńskiego. Miejscowość liczyła prawie tysiąc osób. Wokół niej były liczne polskie wioski. 10 lutego 1940 r. Cybulski wraz z innymi leśnikami został aresztowany przez NKWD i wywieziony do północnej Rosji. Szybko jednak zbiegł i wędrując przez dwa miesiące pieszo, powrócił w rodzinne strony. Wstąpił do Armii Krajowej, przybierając pseudonim "Harry". Został dowódcą samorzutnie powstałej samoobrony. Z kolei komendantem cywilnym został Ludwik Malinowski, też podoficer WP, rodem spod Łodzi. Obrońcy pod ich dowództwem zorganizowali zbrojne oddziały, cudem zdobywając dla nich broń. Zbudowali też prowizoryczne fortyfikacje, co nie było łatwe, bo w skład systemu samoobrony wchodziły także okoliczne wioski i kolonie.

Samoobrona pierwszy szturm UPA odparła już 5 lipca 1943 r. Niestety banderowcy zmasakrowali sąsiednie miejscowości, mordując 550 osób. To spowodowało, że do Przebraża zaczęli napływać liczni uciekinierzy z całego powiatu. Ich liczba wkrótce wzrosła aż do dwudziestu pięciu tysięcy osób! Takie przeludnienie zmuszała do budowy szałasów i ziemianek, bo w każdej zagrodzie mieszkało już po kilka rodzin. Wielkim problemem był też brak żywości. Aprowizacja, nazywana "bitwą o zboże", była bardzo trudna, bo zmuszała do wysyłania żniwiarzy, pod osłoną patroli samoobrony, na dalekie pola. Największym jednak problemem był brak broni, którą zdobywano wręcz cudem. Czasami kupowano ją od Węgrów i Niemców, bądź zbierano po lasach po Rosjanach, którzy porzucili ją w 1941 r. Założono też rusznikarnię, która produkowała i naprawiała karabiny. Część z obrońców była uzbrojona w kosy i pałki. Na potrzeby obrony działały różne warsztaty, kuchnie polowe i szpital.

Wsparcie z zewnątrz było niewielkie. Ograniczało się do pomocy ze strony małych oddziałów AK i partyzantki sowieckiej. Pomimo tego obrońcy nigdy nie dali się zaskoczyć, odpierając kilka kolejnych szturmów, w tym ten największy, z 31 sierpnia 1943 r., kiedy to z użyciem artylerii zaatakowało kilka tysięcy banderowców. Oddziały samoobrony przeprowadziły też szereg kontrataków. Podobnych punktów oporu było na Wołyniu dziesiątki, ale wobec rozproszenia i braku broni tylko część Polaków mogła się w nich schronić.

Przebraże broniło się do stycznia 1944 r., kiedy to na Wołyń wkroczyły wojska sowieckie. Część obrońców wstąpiła do armii Berlinga, walcząc m.in. pod Kołobrzegiem i nad Odrą. Inni musieli się ukrywać przed represjami NKWD.  Po wojnie mieszkańców Przebraża wysiedlono na Ziemie Zachodnie. Dziś na Ukrainie wsi o tej nazwie nie ma, bo ze względu na porażkę UPA wykreślono ją z map. Na tym miejscu jest tylko mała osada o nazwie Hajowe. Z kolei okoliczne osady polskie zostały zrównane z ziemią. O bohaterstwie obrońców mówi jedynie niewielki cmentarz, położony w szczerym polu. Pośrodku niego stoją krzyże z nazwami 14 wiosek, które wraz z Przebrażem tworzyły wspólną samoobronę. Z kolei w Niemodlinie na Opolszczyźnie, w którym zamieszkało wielu Wołyniaków, znajduje się pomnik plac imienia Obrońców Przebraża. Tam też swój grób ma komendant Ludwik Malinowski. Z kolei Henryk Cybulski, który historię obrony opisał w książce "Czerwone noce", pochowany jest w Lublinie.

Dobrze, że w polskich szkołach dzieci uczą się o bohaterstwie obrońców Westerplatte, Warszawy czy Tobruku w Libii. Szkoda jednak, że o identycznym bohaterstwie samoobrony kresowej już nie. Niestety bowiem prawda o bohaterstwie polskich chłopów z Kresów była niewygodna tak w PRL, jak i w Trzeciej RP. Najwyższy czas ją przywrócić.