Czyżby władze III RP uznały, że można poświęcić mniejszość polską dla „wyższych celów”? W tej sytuacji konieczne jest oddolna akcja społeczna.

Czyżby władze III RP uznały, że można poświęcić mniejszość polską dla „wyższych celów”? W tej sytuacji konieczne jest oddolna akcja społeczna.
Prezydent Andrzej Duda /Tomasz Waszczuk /PAP

W wielu krajach Europy środkowo-wschodniej zakotłowało się, gdy ukraiński prezydent Petro Poroszenko podpisał nadzwyczaj kontrowersyjną ustawę oświatową, uderzającą w szkolnictwo mniejszości narodowych. Przyjęcie tej ustawy jest szokujące z dwóch powodów. Po pierwsze, kraj na Dnieprem i Dniestrem zamieszkuje wiele narodowości, które od pewnego czasu czują się zagrożone działaniami władzy centralnej w Kijowie. Każdy więc krok w kierunku ograniczania praw mniejszości może wywołać groźne niepokoje społeczne. Mało jest już problemów z separatystami na Donbasie i Krymie? Tak bardzo obecnej ekipie (nawiasem mówiąc, opartej bardzo mocno o kastę oligarchów) potrzeba  kolejnych wewnętrznych konfliktów? Po drugie, Ukraina, choć deklaruje chęć wstąpienia do Unii Europejskiej, to jednak w tej kwestii oddala się od międzynarodowych standardów. I to bardzo.

Nic więc dziwnego, że decyzja prezydenta Poroszenki wywołała ostre protesty w Rumunii i na Węgrzech. 20 września br. parlament w Bukareszcie na wspólnym posiedzeniu obu swoich izb przyjął deklarację, w której stwierdza jednoznacznie, że nastąpiło "drastyczne ogranicza prawa etnicznych Rumunów na Ukrainie do nauki w ojczystym języku" oraz wzywa władze swojego kraju do podjęcia działań dyplomatycznych.  Z kolei rumuński prezydent Klaus Iohannis, też w proteście przeciw tej ustawie, odwołał swoją wizytę w ukraińskiej stolicy. Zareagowali również nasi węgierscy bratankowie. Szef ich MSZ Peter Szijjarto nazwał wspomnianą ustawę "ciosem w plecy", a jej podpisanie czynem "haniebnym i oburzającym", gdyż to wszystko uderza w mniejszość węgierską na Rusi Zakarpackiej. Swoje zaniepokojenie działaniami kijowskich władz wyraziła także Bruksela.

Co uczynił w tej kwestii uczynił pan prezydent Andrzej Duda, który w czasie kampanii wyborczej solennie obiecywał otoczyć troską Polaków na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej? Z przykrością trzeba stwierdzić, że nic. Podobnie ministrowie i doradcy z jego kancelarii. Głęboka cisza. Co więcej, pan prezydent gdzie może i jak może wychwala Petro Poroszenkę i deklaruje wsparcie dla niego. Uchyla się przy tym od spotkania z przedstawicielami Kresowian i ich potomków. Podobną postawę reprezentują także minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski i namaszczony przez niego ambasador Jan Piekło w Kijowie. Obaj zresztą nigdy nie kryli swoich sympatii dla nacjonalizmu ukraińskiego. Czyżby więc władze III RP uznały, że można poświęcić mniejszość polską dla "wyższych celów"?

W sytuacji, gdy nie ma co liczyć na rządowych dygnitarzy konieczne jest oddolna akcja społeczna. Od kilku dni przygotowywany jest apel różnych środowisk i organizacji społecznych w obronie naszych rodaków na Kresach. Ma to być apel ponad podziałami, wolny od politycznych kłótni. Do spraw powrócę w następnym felietonie.