Ideologia banderowska miała zawsze charakter antypolski i antysemicki, a równocześnie proniemiecki.

Ideologia banderowska miała zawsze charakter antypolski i antysemicki, a równocześnie proniemiecki.
zdj. ilusrtacyjne /AA/ABACA /PAP/EPA

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, tak za czasów Radosława Sikorskiego i Grzegorza Schetyny, jak i za obecnych rządów Witolda Waszczykowskiego, wciąż bagatelizuje nacjonalizm ukraiński, oparty o ideologię Dmytro Doncowa i Stepana Bandery. Wynika to z daleko posuniętej tzw. "poprawności politycznej". Także z uległości wobec Stanów Zjednoczonych, które starają się, głównie polskimi rękami, wyrwać Ukrainę spod wpływów rosyjskich. To wyrywanie jest sprawą ważną i potrzebną dla całej Europy środkowo-wschodniej, zwłaszcza dla tych krajów, które określa się wschodnią flanka NATO. Jednak cena, którą za to płaci nasz kraj, jest bardzo duża. Tym bardziej, że kolejni prezydenci RP oraz szefowie polskiej dyplomacji są w tej kwestii, parafrazując stare powiedzenie, "bardziej amerykańscy od Amerykanów".

Wykorzystując sprzyjającą dla siebie sytuację nacjonaliści ukraińscy rozszerzają swoje wpływy w całym społeczeństwie. Również wśród mniejszości ukraińskiej w sąsiednich krajach oraz wśród bardzo licznych emigrantów zarobkowych w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej. Co więcej, są w tym wspierani przez prezydenta Petro Poroszenkę, który wzorem swego poprzednika, prezydenta Wiktora Juszczenki, tożsamość narodową buduje na kulcie zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz SS Galizien i formacji kolaboranckich z czasów II wojny światowej. 

Skutkiem tego u naszego wschodniego sąsiada można zaobserwować coraz większy wzrost sympatii dla ideologii banderowskiej, której sprzyja wielu polityków, także z rządzącej koalicji i ekipy premiera Wołodymyra Hrojsmana. Sprzyja jej też znaczna część młodzieży, która dotknięta bezrobociem i zmuszana do emigracji zarobkowej (w tym też do Polski) ulega populizmowi i ksenofobii. Pokazują to badania opinii publicznej. Dla przykładu, sympatię do Bandery i jego podkomendnych odpowiedzialnych m.in. za akty terroru wobec Drugiej Rzeczypospolitej i pogromy Żydów okazywało dziesięć lat temu zaledwie kilka procent obywateli Ukrainy. W roku 2012 już 22 procent, a w roku 2014, czyli po wydarzeniach na Majdanie w Kijowie, 31 procent. Z kolei badania tegoroczne wykazują ponad 35 procent. Jest to więc tendencja wzrostowa. Sympatie te dawno już przekroczyły granice swego matecznika, czyli Galicji Wschodniej.

Dlaczego ta sytuacja jest groźna? Niezależnie od tego jak będą oszukiwać się polscy politycy to trzeba brać pod uwagę fakt, że ideologia banderowska miała i ma nadal charakter antypolski i antysemicki, a równocześnie proniemiecki. Oczywiście obecnym problemem Ukrainy jest konflikt zbrojny z Rosją o Krym i Donbas, ale on wcześniej czy później zakończy się. Zwłaszcza, że prezydentem USA został Donald Trump, który zagrożenie dla świata widzi nie w Europie a na Bliskim i Dalekim Wschodzie. Najwyższy więc czas, aby polska dyplomacja zaczęła reagować na niepokojące zjawiska nad Dniestrem i Dnieprem.