"Luśnią chluśniem, bo uśniem". Do takiego wniosku doszli zapewne przedstawiciele z lekka śniętej "opozycji totalnej", tak w parlamencie jak i w "gazecie", wyciągając tuż przed szczytem NATO swoją brzydko pachnącą ciecz sprzed lat.

"Luśnią chluśniem, bo uśniem". Do takiego wniosku doszli zapewne przedstawiciele z lekka śniętej "opozycji totalnej", tak w parlamencie jak i w "gazecie", wyciągając tuż przed szczytem NATO swoją brzydko pachnącą ciecz sprzed lat.
Tomasz Piątek /Andrzej Rybczyński /PAP

Utyskujący całe lata na lustrację jako na "granat wrzucony do szamba" organ prasowy Adama Michnika, sam - nie pierwszy raz i jak przypuszczam znów z wielkim obrzydzeniem- zaczął wnikliwie lustrować swego największego politycznego wroga.    

Dziwnym trafem uczynił to piórem prozaika i publicysty Tomasza Piątka, którego do tej pory nie kojarzyłem jako dziennikarza śledczego. Dotychczas znałem go z powieści o dość znaczących (tutaj) tytułach: "Bagno" czy "Żmije i krety".   

Zaznaczam, że nie jestem znawcą dziennikarskich płodów Piątka, jestem raczej niedzielnym kierowcą wehikułów jego żurnalistycznej prozy, więc mogło mi coś umknąć, ale on jako lustrator Antoniego Macierewicza to jak ... "Wąż w kaplicy".     

Innymi słowy sugeruję, w nawiązaniu do tytułu innej powieści Tomasza Piątka, że jego "śledczy" artykuł ma dla mnie walor fascynującej i jak zwykle sprawnie napisanej literackiej fantazji, bo niestety tak oceniam wiarygodność jego tekstu.   

Kiedy fantasta zabiera się za literaturę faktu, a zaraz potem jego gazetowe płody wykorzystuje  opozycja, aby składać wniosek o dymisję ministra, kojarzy mi się to z pisarską robotą na polityczne zamówienie z dedykacją dla mecenasa z PO.      

Intrygujące są dla mnie pytania: dlaczego Tomasz Piątek zdecydował się na nową rolę? I czy miał ghostwritera?  Nie chcę powtarzać argumentów obrońców ministra obrony, że "cyngle Michnika" znowu odpaliły zmokłego kapiszona.

Powtórzę moją ironiczną wersję przyczyn pojawienia się tego faktu prasowego: "Luśnią chluśniem, bo uśniem". "Gazeta" odgrzała i wylała niby gorące pomyje na Macierewicza, bo antyPiSowska opozycja śpi dziś jak stary miś. Trzeba budzika!          

Ustawka z niejakim Robertem Luśnią, byłym kapusiem peerelowskiej bezpieki, dała niemrawej Platformie do ręki ów słynny "granat, który można wrzucić do szamba". Zawsze jest szansa, że jakaś kalumnia a raczej KAŁumnia się przyklei.        

To nic, że resort obrony odpowiedział: Natychmiast po uzyskaniu wiedzy o współpracy pana Luśni został on wydalony z Ruchu Katolicko-Narodowego, było to kilkanaście lat temu. Jakież znaczenie mogą mieć nagie fakty z odległej przeszłości?

Idiotyzmem byłoby też domagać się odszczekania oszczerstw. Kogo z sekty AntyPiSu obchodzi bowiem takie wyjaśnienie, że od tamtego czasu minister Macierewicz nie widział się i nie rozmawiał z Robertem Luśnią? Macierewicz musi odejść! 

Nie reagowałbym na zgrane chwyty gazety, której nie jest wszystko jedno i opozycji, która sama określa się wojennym mianem "totalnej", gdyby nie dręczyło mnie inne pytanie. Czy szef MON ma wrogów tylko w Wyborczej, Nowoczesnej i PO?      

Antoni Macierewicz wydaje mi się bowiem bardzo trudny do przełknięcia także w szeregach swego własnego ugrupowania. Dlaczego zawisła w próżni jego zapowiedź odtajnienia aneksu do raportu o WSI? Konsultował ją? Co i kto mu teraz grozi?