Prokuratura okręgowa w Warszawie już trzeci raz, prawomocnie, umorzyła jeden z najistotniejszych wątków śledztwa smoleńskiego. Chodzi przede wszystkim o odpowiedzialność cywilnych urzędników za fatalną organizację lotu z 10 kwietnia 2010 roku. Nie chcę zajmować uwagi Czytelników wizytą z 7 kwietnia, bo pakowanie do jednego worka odwiedzin ówczesnego premiera Donalda Tuska jego przyjaciela premiera Władimira Putina, to moim zdaniem rodzaj maskarady.To nie szef polskiego rządu zginął w Katyniu, a prezydent IV RP Lech Kaczyński razem z Polakami, których śmierć zaważyła na upadku naszego kraju w otchłań podległości ościennym państwom. Śledczy w mojej opinii markują tylko prawne działania i w oczywisty sposób ukręcają łeb sprawie, chroniąc ewidentnych winnych za tragedię sprzed czterech i pół roku: szefa rządu Donalda Tuska, jego totumfackiego ministra Tomasza Arabskiego, pełniącego wówczas funkcję szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego oraz innych przedstawicieli tzw. elity Platformy Obywatelskiej. Liderzy tego ugrupowania prowadzący zabójczo szkodliwą dla Polski politykę zagraniczną, dążący do strategicznego sojuszu z Rosją rządzoną przez spadkobierców mordu katyńskiego, moim zdaniem powinni być za to osądzeni - nie tylko politycznie.       

Albowiem konsekwencją tej zdradzieckiej polityki była właśnie zbrodnia smoleńska. Gdyby nie umizgi Platformersów do watażki na Kremlu i wspólna z czekistami intryga wymierzona w głowę polskiego państwa, nie doszłoby do rozdzielenia wizyt i tragedii pasażerów tupolewa 10 kwietnia. Lech Kaczyński przeszkadzał w dealu PO z Putinem i został brutalnie wyeliminowany. Jestem o tym głęboko przekonany, że tylko zupełni naiwniacy i ludzie złej woli widzą jeszcze w tej śmierci zwyczajny zbieg okoliczności. Istotną przesłanką bliskich, żeby nie powiedzieć konfidencjonalnych relacji pomiędzy rządem Tuska a reżimem Putina, była przecież niedawna wypowiedź Radosława Sikorskiego. Obecny marszałek sejmu, a w 2008 roku szef dyplomacji, dopiero po sześciu latach ujawnił sszokującą propozycję zbrodniarza z Kremla -udziału Polski w rozbiorze Ukrainy- która miała paść w bezpośredniej rozmowie pomiędzy Tuskiem i Putinem w Moskwie. Wprawdzie Sikorski, wkrótce po udzieleniu sensacyjnego wywiadu portalowi Politico, wycofał się z tego politycznego coming outu, twierdząc że takiej bezpośredniej rozmowy pomiędzy obu politykami w ogóle nie było, jednak to prymitywne kłamstwo pana Radka bardzo szybko obnażył dziennikarz "Pulsu Biznesu" Jacek Zalewski.

Reporter tak zapamiętał wydarzenie sprzed sześciu lat: "W lutym 2008 r. uczestniczyłem w wizycie Donalda Tuska w Moskwie i mogę odtworzyć każdą jej minutę. (...) W siedzibie rządu, czyli w moskiewskim Białym Domu u ówczesnego premiera Wiktora Zubkowa, nasze flagi wyciągnięte do powitania z głębokiego dna magazynu były nie biało-czerwone, lecz jasnoróżowo-ciemnoróżowe, bo z wieloletniego braku powietrza kolory się po prostu poprzenikały. (...) Potem na Kremlu premier Donald Tusk spotkał się w cztery oczy (plus tłumacze) z prezydentem Władimirem Putinem. Notabene dwa miesiące później objął on na cztery lata szefostwo rosyjskiego rządu. Podkreślam tę kremlowską okoliczność, ponieważ zmieniający wyjaśnienia marszałek Radosław Sikorski w ostatniej wersji twierdził, że takiego spotkania... w ogóle nie było!". Warto zapamiętać z tej relacji nie tylko fakt samej rozmowy Putin-Tusk, ale niezwykle znaczącą symbolikę barw na flagach. To żenujące moskiewskie nadskakiwanie Platformerskiego lidera bezwzględnemu kagiebiście, zalecanki Tuska, tej "brzydkiej panny na wydaniu" do maczo z Łubianki pozostanie mi na zawsze w pamięci jako rodzaj największego upodlenia, wasalnego hołdu złożonego rosyjskiemu carowi w Moskwie przez polskiego raba bez honoru i krzty wyobraźni.     

Aspektu politycznego ze smoleńskiego śledztwa wyłączyć się nie da. Na ten właśnie szczegół w komentarzu do umorzenia śledztwa przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga zwrócił uwagę Antoni Macierewicz. W rozmowie ze mną poseł Prawa i Sprawiedliwości podkreślił prawne konsekwencje, jakie niesie ujawnienie przez Radosława Sikorskiego sekretnej propozycji Putina co do wspólnego z Polską rozbioru Ukrainy. Przewodniczący parlamentarnego zespołu do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej uznał za skandal, że śledczy, których zadaniem było określenie odpowiedzialnych za katastrofalne przygotowanie katyńskiej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, całkowicie zignorowali tę wypowiedź obecnego marszałka sejmu. A to przecież niezwykle ważna informacja o rodzaju relacji łączących w tym czasie rząd w Warszawie i reżim w Moskwie. Jeśli po takiej niemoralnej propozycji Tusk i jego "kamanda" nadal "ocieplali" stosunki z syberyjskimi niedźwiedziami ze Wschodu, świadczy to o nich jak najgorzej. Bezwzględnie powinni być na tę okoliczność przesłuchani architekci takiej polityki - zarówno ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski jak i premier Donald Tusk. Śledczy powinni zbadać wszystkie tajne rozmowy prowadzone przez nich ze stroną rosyjską, łącznie z ujawnieniem słynnej konwersacji Tuska z Putinem na trójmiejskim molo oraz Arabskiego z czekistami w restauracji w Moskwie. 

Smoleńska nie da się oddzielić od całej sekwencji zagadkowych, poprzedzających tę tragedię zdarzeń. Specyficzne, na poły jawne a na poły skrywane, więzi łączące koalicję PO-PSL ze wschodnią satrapią prowadziły bowiem w naszym kraju do bezpardonowego ataku na Lecha Kaczyńskiego oraz cały obóz Prawa i Sprawiedliwości przeciwstawiający się wyraźnie takiej wasalnej postawie, twardo i asertywnie reagujący na imperialne plany putinowskiej Rosji. Wizytę w Katyniu ludzie Tuska sabotowali, dyskredytowali, sprowadzali do prywatnych fanaberii głowy państwa. Wystarczy prześledzić wypowiedzi najważniejszych polityków Platformy na przełomie 2009 i 2010 roku, żeby dostrzec niesamowitą konsekwencję tej dywersyjnej strategii. To cel polityczny, nie wynikający wyłącznie z rywalizacji na podwórku krajowym, a z zaspokajania pragnień sąsiada ze Wschodu, prowadził Platformersów do działań wymierzonych w przywódcę własnego kraju. To z tego wynika rozdzielenie podróży, tak żeby oszczędzić towarzyszowi Putinowi widoku Polaka, który jeszcze niedawno w sposób otwarty przeciwstawił się zbójeckim zakusom cara z Kremla wobec Gruzji na placu w Tbilisi. To chęć kokietowania Rosji prowadziła do upadlania prezydenta i obniżenia rangi wizyty Lecha Kaczyńskiego.                               

Okrężne ruchy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, omijającej sedno sprawy są działaniem pod dyktando obecnie rządzącej kliki, która za wszelką cenę będzie się broniła przed jakąkolwiek odpowiedzialnością za tamtą zdradziecką politykę. Trzeba to sobie jasno powiedzieć, że dopóty dopóki w rękach obecnej władzy znajdują się podstawowe narzędzia presji i opresji, wywierania jawnego i ukrytego wpływu, instytucje zajmujące się oceną prawną odpowiedzialności za największą naszą tragedię narodową w ostatnich dziesięcioleciach nie zrobią w tej sprawie praktycznie nic. Mimo że absurd prawny całej sytuacji aż bije po oczach. Nie trzeba być ekspertem, żeby w konsekwentnych działaniach Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga dostrzec wyłącznie motywację polityczną: strategię obrony posmoleńskiego reżimu trzęsącego III RP od momentu hekatomby polskich elit w Rosji. Jak inaczej wytłumaczyć linię dowodzenia śledczych, którzy jednym tchem przyznają, że wiele organów państwa przygotowując wizytę w Smoleńsku było odpowiedzialnych za liczne nieprawidłowości, ale ... nie miały one związku z działaniem na szkodę interesu publicznego i prywatnego?! Nie widzieć tak ewidentnych związków, to trzeba być kaleką współczesną polską Temidą, ślepą na ... sprawiedliwość.         

Lawirowanie śledczych, wciąż w to wierzę, będzie jeszcze przedmiotem poważnej oceny. Dość długo już żyję na tym świecie i wiele widziałem już przemian. Coś, co wydawało się sprawą beznadziejną, nagle znajdowało cudowne rozwiązanie. Wiedza jak oliwa wypływała na wierzch. Na ujawnienie prawdy o sowieckich zleceniodawcach i zbrodniarzach, którzy wymordowali tysiące Polaków w Katyniu i innych miejscach zagłady na przeklętej rosyjskiej ziemi, musieliśmy bardzo długo czekać. Jednak się doczekaliśmy, zmienił się czas, zmianie uległa międzynarodowa konfiguracja. Nic nie trwa wiecznie, na Putina też przyjdzie kryska, barak Obamy chwieje się w posadach, niemiecka Unia skrzypi coraz bardziej, więc i na naszym lokalnym podwórku nastąpi kiedyś oczekiwana przeze mnie metamorfoza. A na razie pozostaje mi pisać i pytać: pisać takie oczywiste teksty i wystawiać je na jad zaczadzonych oraz zadaniowanych komentatorów i pytać o Smoleńsk przedstawicieli rządzącego Polską establishmentu, tych kutych na cztery nogi kauzyperdów, którzy zawsze wyjdą z opresji trzymając się ściśle litery prawa. Ja jednak za parawanem z liter widzę przyczajone cienie ludzi obecnej władzy. Wiem, że za butą, którą się cechują, skrywają zwykły strach cieniasów. Tylko słabeusze potrzebują czegoś, co na chwilę ochroni ich głowy.