Dziwnie się plotą dzieje wielkich ludzi: od samego szczytu po najgłębszą przepaść!    

Los doświadczył okrutnie Oscara Pistoriusa: od sławy i szacunku po nienawiść i pogardę.    

Antonimy to terminy oznaczające przeciwieństwo jak: sukces i porażka, chwała i hańba.  

Książka Johna Carlina ukazuje skrajności w życiu sławnego lekkoatlety, który popadł w niesławę.  

Agresja wybucha w człowieku delikatnym, aż żelazne nerwy zżera gwałtowna korozja. 

Zabić swą największą miłość z nienawiści? To się wydaje niewyobrażalne.  

Inne wersje wydarzeń są bardziej do przyjęcia: pomyłkowe strzały w kierunku wyobrażonego wroga. 

Morderca! Krzyczą oskarżyciele na całym świecie, niewierzący w krwawe qui pro quo.  

Intryga obrony kryjąca zbrodnię z premedytacją: tak widzą śmierć atrakcyjnej Reevy Steenkamp. 

Ekran masowej wyobraźni podpowiada sceny szału zazdrosnego, niezrównoważonego kaleki. 

Rozsądek każe jednak pozostawić margines niepewności na wyjątkowe przypadki, właśnie: przypadki. 

Zbrodnia jak z szekspirowskiego "Otella" staje się wtedy nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności.

Akuszerzy prawdy pragną, by ich praca nie uśmiercała faktów: nie wyrokują, zawieszają sądy. (*)     


PRZECZYTAJ ROZMOWĘ BOGDANA ZALEWSKIEGO Z JOHNEM CARLINEM - AUTOREM KSIĄŻKI "TAJEMNICA OSCARA PISTORIUSA":

Bogdan Zalewski: Moim gościem jest John Carlin - dziennikarz i pisarz - który specjalizuje się zarówno w sporcie, jak i polityce. Pana ostatnia książka - zatytułowana "Tajemnica Oscara Pistoriusa" - jest tematem naszej rozmowy. Jednak zanim o nią pana zapytam, proszę powiedzieć parę słów o sobie.

John Carlin: OK. Ale zastanawiam się, co mógłbym panu powiedzieć.

Pana ojcem jest Szkot, a matką Hiszpanka.

To prawda.

Czy pan wychowywał się w tych dwóch kulturach?

Tak było rzeczywiście. Urodziłem się w Londynie z ojca Szkota i matki Hiszpanki. Kiedy miałem trzy lata, moja rodzina wyjechała do Argentyny. Przebywałem tam do czasu, aż ukończyłem dziesięć lat. Kiedy uważałem się już za argentyńskie dziecko, ponownie wróciłem na Wyspy Brytyjskie i znów stałem się Brytyjczykiem. Gdy zakończyłem edukację, kolejny raz wyjechałem do Ameryki Łacińskiej - do Argentyny i Meksyku, do Ameryki Środkowej. Mieszkałem też kilka lat w Hiszpanii, w USA i RPA. Jestem dwujęzyczny, zostałem wychowany w dwóch kulturach.

Czyli jako dziecko uczył się pan mówić zarówno po angielsku, jak i po hiszpańsku?

O tak - posługuję się tymi dwoma językami w mowie i piśmie.

Jak ta podwójna edukacja wpłynęła na pana późniejsze życie? Jaki miała wpływ na pana dziennikarstwo i pisarstwo?     

No cóż... Myślę, że to było ważne w tym sensie, że ja rozpocząłem karierę dziennikarską w Ameryce Łacińskiej - w Argentynie, a potem w Meksyku i takich krajach jak Salwador i Nikaragua. W mojej opinii to, że władam językiem hiszpańskim, dało mi przewagę nad innymi zagranicznymi dziennikarzami. Pozwoliło mi to na zrozumienie kultury i ludzi Ameryki Łacińskiej. Być może dało mi to przewagę w interpretowaniu polityki i społeczeństwa, które opisywałem jako żurnalista.

A dlaczego napisał pan książkę o losach Oscara Pistoriusa i o RPA?

Po pierwsze zająłem się Republiką Południowej Afryki. Napisałem trzy książki o tym państwie - dwie o Nelsonie Mandeli i jedną o Oscarze Pistoriusie. Miałem to szczęście, że byłem zagranicznym korespondentem w Południowej Afryce w tym wyjątkowym czasie, kiedy Mandela wyszedł na wolność z więzienia i kiedy został prezydentem. To był niezwykły okres, o którym mogłem dać świadectwo z pierwszej ręki. Historia Oscara Pistoriusa przyciągnęła moją uwagę częściowo dlatego, że wydarzyła się w RPA, kraju, który mnie fascynował, ale głównie z tego powodu, że to po prostu jeden z najbardziej niezwykłych tematów, o jakich słyszałem w życiu. Byłaby zresztą niezwyczajną opowieścią także bez morderstwa, a raczej zabójstwa, przestępstwa. Byłaby godna uwagi po prostu jako temat sportowy, opowiadanie o człowieku, który pokonał niesamowite przeszkody, aby osiągnąć sukces jako zawodnik. Kiedy piszemy o bohaterach sportu - piłkarzach, lekkoatletach, pływakach, tenisistach czy jakichkolwiek innych gwiazdach - mamy na myśli mężczyzn lub kobiety o ogromnej wytrwałości, talencie i ambicji, którzy w końcu osiągają swój cel. W przypadku Pistoriusa mamy do czynienia z kimś, komu amputowano nogi, gdy miał jedenaście miesięcy, a mimo to został nie tylko mistrzem paraolimpijskim, ale także olimpijskim czempionem, stając w szranki z najszybszymi ludźmi na świecie, którzy mają nogi - na dystansie 400 metrów w Londynie. Sama ta historia jest zdumiewająca, a tu jeszcze, kiedy był na samym szczycie chwały, sławy i sukcesu, gdy stał się inspiracją dla ludzi na całym świecie, ledwie pół roku po występach na londyńskich igrzyskach olimpijskich, zastrzelił swoją piękną dziewczynę, pozbawiając ją życia i niszcząc wszystko, co sam w swym życiu osiągnął. To klasyczna historia tragicznego bohatera.

Wspomniał pan, że Pistoriusowi amputowano nogi poniżej kolan, kiedy miał jedenaście miesięcy. Z jakiego powodu? Pytam, bo on sam w odpowiedzi na pytania o swoją niepełnosprawność za radą matki twierdził, że kończyny odgryzł mu rekin.

To prawda. Gdy był dzieckiem, ludzie pytali go, co mu się stało, a on powtarzał ten dowcip - także po to, by potraktować z lekkim przymrużeniem oka coś, co było tak okropnie poważne. To, że pozwalał sobie na taki żart, jak sądzę, świadczy o jednym z interesujących i ważnych aspektów jego charakteru - mianowicie, że on nie chciał w pełni skonfrontować się ze swym stanem, tzn. z tym, że nie ma nóg. Powodem amputacji była bardzo rzadka wada wrodzona, która dotyka jedną na sześćdziesiąt milionów, a nawet sto milionów osób. Jego kostki były źle ukształtowane i zdeformowane, stopy miały trzy zamiast pięciu palców. Nigdy nie mógłby więc chodzić na własnych nogach. Niektórzy lekarze radzili - zamiast amputacji - serię poważnych operacji. Jednak jego rodzice zdecydowali się na to pierwsze. Tak to się właśnie stało. 

Publiczny wizerunek Oscara Pistoriusa był całkowicie odmienny od obrazu jego prywatnego życia. Nie sądzi pan, że Pistorius jest obłudnym i dwulicowym człowiekiem?

W mojej opinii Pistorius jest kimś więcej niż dwulicowcem - on ma liczne oblicza, co nie znaczy, że jest hipokrytą, kłamcą czy oszustem. On jest człowiekiem o wielu osobowościach. Być może wszyscy tak mamy, tylko nie chcemy się z tym skonfrontować. Jednak przypadek Pistoriusa jest ekstremalny. To czyni go figurą symboliczną, archetypową. On wyrasta ponad swoje życie. On jest kimś ponad. Był ekstremalnie odważny, ambitny i niezmordowany jako lekkoatleta, a jednocześnie niezwykle niepewny, bezradny i pełen lęków. On był niezwykle życzliwy, ale to nie była taka sobie wspaniałomyślność - jego grzeczność w stosunku do ludzi była wyjątkowa. A z drugiej strony nawiedzały go niesamowite obsesje na własny temat, był egocentryczny. Tak kulturalny w relacjach z innymi, że można powiedzieć, iż cechowała go niemal starodawna kindersztuba. Jednak ten gentleman ma też inną stronę osobowości: potrafi wpadać w złość z byle powodu, w reakcji na najdrobniejszą prowokację. To człowiek pełen skrajności i te jego odmienne osobowości manifestują się na różne, krańcowe sposoby.

Oscar nie był aniołem w młodości. Palił marihuanę, miał liczne romanse, był niezrównoważony w relacjach z kobietami. Jego niepełnosprawność była dla niego źródłem kompleksów. Dla mnie to są wystarczające powody do podejrzeń, że po kłótni z Reevą Steenkamp Pistorius z premedytacją zamordował tę dziewczynę. Nie sądzi pan?

Nie, nie uważam tak. Dostrzegam logikę w pana rozumowaniu i oczywiście jest to możliwe wytłumaczenie. To, co pan powiedział, nie jest całkowicie niewyobrażalne. Mogło dojść do scysji między Oscarem a Reevą. To mógł być atak zazdrości, z powodu którego wpadł w furię i zastrzelił ją. Jednak w odróżnieniu od ludzi, którzy są przekonani o tym, co wydarzyło się tamtej nocy, ja nie mam co do tego pewności. Mimo że spędziłem tak wiele miesięcy, poświęciłem półtora roku mojego życia na przekopywanie się przez tę historię, gdy chodziłem na sądowe rozprawy, niejasne jest dla mnie to, co zdarzyło się owej nocy. Początkowo - tak! - byłem przekonany, że on musi kłamać, że on oczywiście ją zabił w ataku zazdrości czy też w wybuchu szału z innego powodu. Jednak w miarę, jak zbierałem informacje na temat Pistoriusa i tamtej tragedii, zacząłem brać pod uwagę także inną ewentualność: że jego wersja jest prawdziwa, że faktycznie podejrzewał, iż jakiś włamywacz jest za drzwiami łazienki i dlatego strzelał, zabijając swoją dziewczynę.

Relacje Oscara z rodzicami były bardzo trudne. Napisał pan, że jego ojciec szybko opuścił najbliższych. Matka, mimo że pełna poświęcenia dla swych dzieci, popadła w alkoholizm. Czy możemy określić rodzinę Pistoriusa jako psychologicznie toksyczną? 

Myślę, że to trochę za mocne określenie. Prawdą jest, że jego ojciec zostawił matkę i w zasadzie całą rodzinę, kiedy Oscar miał sześć lat. Był on bardzo niedbałym i nieodpowiedzialnym ojcem. To prawda, że matka musiała podjąć samotną walkę, aby wychować troje dzieci. Piła dużo, ale nie można powiedzieć, aby była alkoholiczką. Bardzo bała się włamywaczy. W środku nocy trzymała broń pod poduszką. Wzywała policję bez żadnego wyraźnego powodu. Oczywiście przekazywała ten lęk i tę paranoję swemu synowi, co nawiasem mówiąc jest jednym z powodów, że można uwierzyć w prawdziwość wersji Pistoriusa na temat tego, co się wydarzyło tamtej strasznej nocy. Z drugiej strony jednak, mimo że matka wywierała tak negatywny wpływ na syna, jej pomoc sprawiała, że czuł się normalny i silny. Nigdy nie traktowała go jak niepełnosprawnego, kalekę. Mobilizowała go do wielkich osiągnięć w życiu. Jestem pewien, że bez zachęt matki Pistorius nigdy nie osiągnąłby takich sukcesów w świecie lekkoatletyki.

Oryginalny tytuł pana książki brzmi: "Chase Your Shadow: The Trials of Oscar Pistorius". Czy mógłby pan wyjaśnić to zdanie: "Goń swój cień"? Jest zdarzenie w życiu Pistoriusa związane z tą frazą.

To prawda. Po pierwsze pomyślałem, że to dobry tytuł ze względu na rodzaj sprzeczności pomiędzy Pistoriusem takim, jakim się go postrzegało, a jego cieniami. Starałem się  opisać w swojej książce innego, nieznanego Pistoriusa - człowieka z cienia. Jednak cała ta historia, z której to zdanie pochodzi, jest świadectwem niezwykłej życzliwości Pistoriusa w stosunku do innych - cechy, którą już wcześniej opisałem. Do tego zdarzenia doszło podczas paraolimpiady w Londynie w 2012 roku. Pistorius biegł w reprezentacji RPA w sztafecie 4x400 metrów. Jeden z biegaczy w drużynie - czarnoskóry zawodnik, który nie miał ramion - bardzo się denerwował. Ten czarny niepełnosprawny lekkoatleta o nazwisku Samkelo Radebe popełniał falstart za falstartem. Pozostali reprezentanci RPA już tracili nadzieję, a Pistorius do niego podszedł i tymi słowy przemówił do kolegi z teamu: Samkelo, jesteś wielkim biegaczem. Nie wolno ci się denerwować. Po prostu się nie ruszaj, zanim nie padnie strzał z pistoletu, a wtedy biegnij co sił, w pogoni za własnym cieniem. To była cudowna fraza. Słowa Pistoriusa wywarły ogromny wpływ na Samkelo. Radebe zrelaksował się, pobiegł wspaniale dla RPA i jego reprezentacja zdobyła złoty medal.                                               

Akcja pana ekscytującej książki rozgrywa się w Republice Południowej Afryki, w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, a nawet w Islandii. Czy pan był w tych wszystkich krajach?

Tak, odwiedziłem dalekie strony, pisząc tę książkę. Byłem także w Teksasie. Pojechałem do Bostonu w Stanach Zjednoczonych, aby porozmawiać z ludźmi. Wybrałem się do Reykjaviku - stolicy Islandii, potem do Mediolanu. Odwiedziłem Gemonę w regionie Friuli na północy Włoch. Rozmawiałem z ludźmi w Wielkiej Brytanii i oczywiście w RPA.

Dziękuję bardzo za książkę i za wywiad.

To ja dziękuję. Cała przyjemność po mojej stronie.

 

(*) Wpis poświęciłem mojemu nieżyjącemu wujowi - śp. Kazimierzowi Góreckiemu - który stracił nogi potrącony przez tramwaj, by po ćwierćwieczu gehenny umrzeć na złośliwy nowotwór szybko zżerający mu twarz.