Wielkie święto polskiego kolarstwa w Bukowinie Tatrzańskiej. Odnosząc drugie z rzędu zwycięstwo etapowe Rafał Majka przybliżył się do końcowego triumfu w Tour de Pologne. "Rzuciłem bombę" - mówił Polak.

Tłumy kibiców oklaskiwały na mecie Rafała Majkę. Kolarz ekipy Tinkoff-Saxo w kapeluszu harnasia oblewał tych stojących najbliżej podium szampanem. Tryskał humorem. Towarzyszyła mu narzeczona Magda, z którą za kilka tygodni stanie na ślubnym kobiercu.

Tej bomby, którą rzuciłem na koniec etapu, nikt już nie mógł przetrzymać. Nawet nie oglądałem się za siebie. Zrobiłem wszystko, żeby dojechać do mety - mówił Majka o swoim ataku na nieco ponad dwa kilometry przed finiszem.

Niósł mnie doping kibiców, czułem się nim wzmocniony. Dziękuję też moim kolegom z ekipy. Zrobili perfekcyjnie to, co chciałem. Ciągnęli dwie ostatnie rundy w ten sposób, jak chciałem. W końcówce pomagał mi Oliver Zaugg. Pociągnął jeszcze ten ostatni podjazd - opowiadał.

24-letni kolarz z Zegartowic przyznał, że jego indywidualny atak przed ostatnią górską premią w Gliczarowie Górnym miał na celu tylko rozciągnięcie czołówki. Decydujący nastąpił już w Bukowinie Tatrzańskiej.

Zapytany o szanse zwycięstwa w całym wyścigu, czy zaliczka 18 i 22 sekund nad Hiszpanami Benatem Intxaustim i Jonem Izagirre przed kończącą rywalizację w sobotę jazdą indywidualną na czas jest wystarczająca, odpowiedział: Będzie ciężko, ale ja nigdy się nie poddaję.

Bardzo się cieszę, że wygrałem dwa etapy. Kibice powinni być zadowoleni. Zrobiłem show. Po Tour de France moja głowa się odblokował i jak atakuję, to się nie boję. Gdy czuję, że mnie boli, to wiem, że tych z tyłu też boli - wspomniał.

71. Tour de Pologne zakończy się w sobotę jazdą indywidualną na czas na z Krakowa do Wieliczki i z powrotem. Płaska trasa liczy 25 km.

(j.)