Dzisiaj dzień świętej Łucji, święto nieco zapomniane, ale kiedyś na Podhalu niezwykle ważne. Wiązało się z nim wiele zwyczajów, wierzeń, rytuałów, a nawet wróżb. Górale tak w nie wierzyli, że często bali się nawet zasypiać, by jakieś zło ich nie dopadło - opowiada znany podhalański muzyk i znawca góralskich tradycji Krzysztof Trebunia Tutka w rozmowie z Maciejem Pałahickim.

Maciej Pałahicki: Dlaczego akurat dzień św. Łucji był dla górali tak ważny?

Krzysztof Trebunia Tutka: - Dawniej święto św. Łucji przypadało trochę później. I to był najkrótszy dzień roku. Stąd powiedzenie "Święto Łuca dnia przyruca" pamięta jeszcze czasy przed reformą z 1582 roku, kiedy papież Grzegorz XIII zmienił kalendarz. No i Święta Łucja wylądowała w dniu 13 grudnia, a wcześniej to był 21 grudnia, kiedy rzeczywiście następuje przesilenie i dzień zwycięża noc.

Jak w takim razie obchodzono to święto dawniej na Podhalu?

Ludzie w różny sposób próbowali w czasie tego przekraczania granic: końca i początku roku, przesilenia dnia i nocy, zabezpieczyć się przed złymi mocami. I ten dzień świętej Łucji też, oczywiście, nosi ślady przedchrześcijańskich wierzeń pogańskich. Potem traktowano to jako pewną tradycję, ale jednak też związaną z mocami nadprzyrodzonymi, więc to nie było traktowane w lekki sposób. 

Ludzie poważnie przestrzegali wszystkich zachowań, które przekazywali sobie czasem jako tajne wiadomości od poprzednich pokoleń. Tak się strasznie bali tych złych mocy, a wtedy ich było dużo, bo to nie tylko diabły, czarownice, mamuny, boginki, dziwozony, strzygi, ale też wszelakie duchy szkodzące, które mogły spowodować, że krowy się nie doiły, że chorowały, nie było cieląt, nie można było zrobić masła. Wszelkie nieszczęścia mogły na takich gospodarzy spaść, jeżeli nie umieli się zabezpieczyć przed takimi złymi mocami, a zwłaszcza przed tym, co mogły zrobić czarownice

W świętą Łucję, a wiadomo, że to święto czarownic, trzeba było strasznie uważać. Ludzie tak się bali, że nie spali. Wierzyli, że w nocy z 12 na 13  grudnia, już wigilię świętej Łucji na Hałeczkowej, na Babiej Górze, albo w innych miejscach zlatywały się czarownice. I to nie tylko na miotłach, jak dzisiaj sobie żartujemy, ale dosiadywały swoich koni. A tymi końmi byli młodzi parobkowie, więc można było naprawdę się przestraszyć takiej czarownicy jadącej na młodym parobku. No i trzeba było wiedzieć, że jak ktoś nie jest przygotowany na takie spotkanie, to ten urok na pewno go dopadnie i na pewno wszelkie nieszczęścia na niego przyjdą. 

Przeróżne były więc sposoby zabezpieczania. Takie zwykłe odczynianie uroków to i dzisiaj niejedna chrzestna matka pamięta, ale nie chce powiedzieć, jak się to robi. Za to powszechnie było wiadomo, że np. od świętej Łucji do Bożego Narodzenia trzeba codziennie strugać stołek. Właściwie do Wigilii Bożego Narodzenia, ale nie wieloma jakimiś zabiegami: przecinaniem, struganiem, tylko jednym uderzeniem siekiery. Trzeba było taki stołek codziennie powoli robić. Samorodny z kawałka pnia z gałęziami wystającymi. Więc przycinało się te gałęzie, które stanowiły nogi. No i potem można było tylko tak dociąć, żeby ten stołek stał w miarę prosto na podłodze. I kiedy się już go do pasterki skończyło, to w czasie pasterki można było przyjść troszeczkę wcześniej, stanąć przed kościelnymi drzwiami i przez dziurkę od klucza widzieć czarownice w kościele. A wiadomo, że czarownice pierwsze przychodzą do kościoła, no i stają zadkiem do ołtarza. I wtedy już było pewne, kto jest czarownicą we wsi, na kogo trzeba uważać, kto może rzucać uroki

Tak samo od świętej Łucji układało się codziennie po jednej sajcie, by zapalić w Wigilię Bożego Narodzenia albo w samo Boże Narodzenie, kiedy nie wolno było ani rąbać drewna, ani w ogóle nic robić, żadnych prac wykonywać. Wtedy można było zapalić tymi sajtami. No i jak przyszła jako baba w tym czasie, jak ten ogień z tych sajt się palił, to wiadomo było, że to też czarownica. Stąd w Wigilię ani w Boże Narodzenie żadna kobieta nie chodziła w gościnę, w odwiedziny, bo przynosiłaby nieszczęście. Co innego, jak pierwszy przyszedł do chałupy chłop, to on jakby już ten urok odczyniał, zło odpędzał. Jak po tym chłopie już potem jakaś baba przyszła przypadkiem, to się nic takiego złego nie działo.

A jakie jeszcze czynności czy zwyczaje związane były z tym świętem?

Ludzie najdawniejsi wspominali, że od 13 grudnia, od świętej Łucji pletło się codziennie bicz jałowcowy i potem parobcy z nim na pasterkę szli. Z takim bicem uderzali w podłogę. I znów te czarownice się zlatywały i prosiły, żeby je wypuścić. Wtedy miało się nad nimi moc. No i wiadomo, że one się takiego człowieka bały, który taką moc posiadał. 

W świętą Łucję można też było urwać gałązkę z wiśni albo jabłonki i włożyć do naczynia z wodą. Jak zakwitła do Bożego Narodzenia, to znaczyło, że następny rok będzie urodzajny. Albo mogła tak sobie panna powróżyć, że w przyszłym roku wyjdzie za mąż, skoro taka gałązka zakwitła. 

13 grudnia nie wolno było prać w rzece, bo można było utonąć. Ale w ten dzień trzeba było jeszcze przestrzegać różnych nakazów: wstać wcześnie rano, przed wschodem słońca, przynieść źródlanej wody, by skropić stajnię, by ją zabezpieczyć przed złymi mocami. Gospodyni smarowała krowom wymiona poświęconym czosnkiem, aby czarownice nie mogły odebrać mleka. 

Wróżono też np. na 12 listkach cebuli. Ponumerowane listki układano na deseczce i na każdym nasypano odrobinę soli. Potem umieszczano na sosrębie, aby tam nikt nie zaglądał. I w wigilię Bożego Narodzenia sprawdzano, na którym liściu sól jest mokra. To wróżyło mokry miesiąc. A jak była sucha sól, to suche miesiące i stąd gazdowie, gaździny wiedzieli, kiedy należy wykonać jakie prace polowe. To nie była tylko taka zabawa, ale ludzie zapisywali te informacje. Podobno w najdawniejszych czasach zapisywali je na drewienkach, na takich szczapach drewnianych, a dopiero potem, jak zaczęli się uczyć pisma i mieli jakiś kawałek papieru czy kalendarz, no to wtedy już sobie zapisywali na karteczkach

W ten dzień gazda zakładał też gałązki smreka w kształcie krzyża. Czyli te podłaźnicki, o których wiemy, że w Wigilię się je zakłada. Już w św. Łucji wieszali je nad drzwiami obory, chwaląc boską moc, modląc się, aby złe nie miało przystępu, bo zwierzęta były tak ważne dla człowieka. Wtedy były żywicielem całej rodziny: od najstarszego, do najmniejszego dziecka. Jakby zabrakło mleka, no to albo było od kogo pożyczyć, albo po prostu był głód. Ludzie przeważnie nie dojadali. 

Zawsze brakowało tego jedzenia, więc czekali wszyscy na święta. No i nawet było takie przysłowie, że święto Łuca ściska płuca. Bo to już jest tak troszeczkę w środku Adwentu. Ludzie tak pościli, że te żołądki się zmniejszały i mówili, że się im już tak właściwie nie chce jeść jak wcześniej. Ale mieli tę nadzieję gdzieś tam, że przyjdą święta, to wreszcie najedzą się do syta. Dlatego tak bardzo czekali na Wigilię, kiedy można było coś  spróbować.

W świętej Łucji także się wróżyło?

Święta Łucja zwana też gwarowo, po staropolsku: Łuca albo Łucyja. Bo to ważny dzień, bo od tego dnia rackowano dni. Czyli przepowiadano pogodę, po to właśnie, żeby wiedzieć, jak zaplanować pracę w polu, aby precyzyjnie odnotować, że w ciągu dnia najpierw padał śnieg, potem przyszła kurniawa. A potem się pogoda poprawiła, rozjaśniło się, gwiazdy się pojawiły pod wieczór. Czyli na ten miesiąc, który dany dzień określał, można było precyzyjnie przepowiedzieć pogodę: jaka będzie pierwsza część miesiąca, jaka druga, trzecia i czwarta. Jak tygodnie w tym miesiącu się ułożą? 

I tak 13 grudnia pokazywał jaki będzie styczeń, 14 jaki luty, i tak po kolei przez 12 dni do Wigilii, zaś kolejne dni od Bożego Narodzenia to potwierdzały. Albo nie. No i czasem zdarzyło się, że te prognozy z 13 grudnia była piękna pogoda, 25-tego lejba, to mówili: no styczeń będzie taki pół na pół. Ale najważniejsze oczywiście były te miesiące wiosenne, letnie, jesienne, kiedy coś trzeba było w polu robić, zaplanować. No i według takiej wróżby to wszystko planowano. To nie była więc tylko zabawa, ale rzeczywiście ważne informacje, aby gospodarstwo rozwijać, aby to wszystko urosło na czas. A jak wiemy, śpiewa się: To nase Podhale piękne ino za to, ze 300 dni zimy, reśte samo lato.