​Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi postępowanie sprawdzające w związku z zawiadomieniem autorstwa MSWiA dotyczącym byłego szefa policji Jarosława Szymczyka i eksplozji granatnika w Komendzie Głównej Policji. Jak dowiedział się reporter RMF FM, dokumenty z resortu dotarły już do śledczych.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji twierdzi, że gen. Jarosław Szymczyk powinien odpowiedzieć za niedopełnienie obowiązków. Ma chodzić o to, że nie upewnił się, czy granatnik przekazany w prezencie przez Ukraińców to rzeczywiście atrapa.

Drugi z czynów, którego były szef policji miał się dopuścić, to nielegalne posiadanie broni.

Jak dowiedział się reporter RMF FM, resort szykuje jeszcze jedno zawiadomienie dotyczące nieprzeprowadzenia ewakuacji z budynku KGP po eksplozji.

Prokuratura Okręgowa na razie analizuje przesłane dokumenty. Nie ma jeszcze decyzji o wszczęciu lub odmowie wszczęcia śledztwa.

Trzeba dodać, że postępowanie w sprawie granatnika prowadzi już ponad rok Prokuratura Regionalna w Warszawie. Może się zatem okazać, że będą dwa śledztwa - w tym trwającym Jarosław Szymczyk ma status pokrzywdzonego.

"Bezsensowne byłoby łączenie postępowań, w których jest pokrzywdzonym i mógłby być jednocześnie podejrzanym" - usłyszał nasz dziennikarz od śledczych.

Wybuch granatnika w Komendzie Głównej Policji

Do eksplozji granatnika doszło 14 grudnia 2022 roku w Warszawie na zapleczu gabinetu komendanta. Gen. Jarosław Szymczyk, tłumacząc w mediach okoliczności, w jakich dostał prezent, wskazywał wówczas, że na spotkaniu z szefem Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenką otrzymał tubę po granatniku przerobioną na głośnik, z którego puszczano muzykę. Podobną tubę otrzymał od szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych gen. Dmytro Bondara i był zapewniany, że to także element zużytej broni.

Ówczesny szef policji tłumaczył, że przejeżdżał przez polsko-ukraińską granicę na paszporcie dyplomatycznym i nie zgłaszał prezentu, bo w świadomości delegacji "to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach". Gen. Szymczyk w rozmowie z RMF FM przyznał, że wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit. On sam na dwie doby trafił do szpitala.

Jak jednak informowaliśmy na początku grudnia 2023 roku, w gabinecie gen. Szymczyka śledczy zabezpieczyli nie dwa, a trzy granatniki. W śledztwie wyjaśniane jest, skąd w jego biurze znalazła się trzecia broń. Jedna z wersji mówi, że to pamiątka po poprzedniej wizycie w Ukrainie, do której miało dojść w połowie zeszłego roku. Wtedy szef policji miał dostać pustą tubę pomalowaną w kwiaty jako prezent.

W gabinecie, w pobliżu feralnego granatnika, znaleziono również trzy butelki alkoholu. Śledczy wyjaśniali, czy ktoś przed incydentem mógł pić alkohol. Z informacji, które uzyskał reporter RMF FM, wynika, że butelki były zamknięte i były prezentem od Ukraińców. Według oficjalnych oświadczeń wydanych po incydencie, komendant miał być trzeźwy po tym, jak trafił do szpitala. Informowano również, że w jego gabinecie w trakcie eksplozji nie było innych osób.

Według ustaleń reportera RMF FM, w czasie incydentu w gabinecie Jarosława Szymczyka granat nie został wystrzelony w podłogę, a w sufit. Dokonał dużych szkód w gabinecie jednego z naczelników powyżej pokoju komendanta. Zniszczył krzesło i biurko, a potem z niewiadomych powodów nie przebił kolejnego sufitu, wpadł do szafy i nie eksplodował.

Dziurę w podłodze gabinetu komendanta, widoczną na zdjęciach ujawnionych przez posła Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzę, spowodował silnik napędu granatnika. Śledczy muszą wyjaśnić, czy wystrzał w górę mógł stanowić większe zagrożenie, m.in. dla osób z pobliskich bloków mieszkalnych.

Opracowanie: