Polski resort dyplomacji stanowczo potępia przebieg wyborów prezydenckich na Białorusi i sprzeciwia się brutalnej rozprawie z opozycją w Mińsku. Na znak protestu białoruski ambasador został wezwany do MSZ. Poinformowano go, że Polska oczekuje wyjaśnienia losu osób, które "zaginęły" od wczoraj.

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki nie ujawnił, co Polska zrobi, jeśli zarzuty zostaną odrzucone, a żądania nie zostaną spełnione. Poinformował jedynie, że minister Radosław Sikorski przeprowadził dzisiaj szereg rozmów z przywódcami w Europie i Waszyngtonie, a decyzje o ewentualnych wspólnych sankcjach ze strony całego Zachodu maja zapaść w najbliższych godzinach lub dniach.

Bosacki odrzucił też zarzuty, że wydarzenia w Mińsku to fiasko łagodnej polityki wobec Białorusi. Tak zwana ostra polityka nie dala wiele więcej. Te wybory poprzednie odbywały się tak samo, a nawet gorzej. Jak mówi raport OBWE, przebieg kampanii wyborczej był lepszy, opozycyjni kandydaci zostali zarejestrowani, mieli dostęp zarówno do telewizji, jak i do gazet. Tego wcześniej nie było. Natomiast oczywiście te wszystkie dobre kroki zostały przekreślone tym, co się stało wczoraj. To jest niedopuszczalne i żądamy od władz Białorusi przede wszystkim wyjaśnienia losu zatrzymanych oraz ich wypuszczenia - mówił rzecznik MSZ.

Co na te żądania odpowiedział białoruski ambasador - nie ma znaczenia. Polska oczekuje po prostu spełnienia postulatów.