Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował, że były dowódca Grupy Wagnera Andriej Troszew pracuje obecnie dla Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej. Na dowód służba prasowa prezydenta Rosji pokazała fragment narady Troszewa z Władimirem Putinem i wiceministrem Junus-Bekiem Jewkurowem.

Jak wynika z protokołu opublikowanego przez służbę prasową Kremla, spotkanie rozpoczęło się od słów Władimira Putina do Andrieja Troszewa (pseudonim "Siwy"), którego funkcja nie została określona ani podczas rozmów, ani na stronie internetowej Kremla.

Andrieju Nikołajewiczu, chciałbym rozpocząć nasze spotkanie od rozmowy z tobą. Na ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o tym, że będziecie zaangażowani w formowanie jednostek ochotniczych, które będą mogły wykonywać różne zadania bojowe, przede wszystkim w strefie strefie "specjalnej operacji wojskowej" (tak Rosjanie nazywają inwazję na Ukrainę - przyp. red.) - powiedział Putin.

Sam walczyłeś w takiej jednostce przez ponad rok. Wiesz, na czym to polega, jak to się robi; wiesz, jakie kwestie należy zawczasu rozwiązać, ale praca przebiegała jak najlepiej i najskuteczniej - dodał.

Spotkanie, o którym wspomniał Putin, odbyło się 29 czerwca, pięć dni po buncie byłego szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna. Oprócz Troszewa, wzięli w nim udział również inni wagnerowcy.

Jak przekazywały wówczas rosyjskie media, m.in. dziennik "Kommiersant", prezydent Rosji zaoferował najemnikom "kilka możliwości zatrudnienia, w tym pod dowództwem ich bezpośredniego przełożonego o pseudonimie 'Siwy'".

Rosyjski przywódca powiedział po spotkaniu, że "wielu jego uczestników skinęło głowami", zgadzając się na propozycję. Zaprzeczał temu sam Prigożyn, który twierdził, że "chłopaki się z nią nie zgadzają".

Po dzisiejszym spotkaniu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow potwierdził, cytowany przez jeden z rosyjskich kanałów na Telegramie, że Troszew pracuje już dla Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej.

Troszew to emerytowany wojskowy, uczestnik wielu rosyjskich operacji militarnych. Był faktycznym numerem dwa w strukturach dowódczych Grupy Wagnera. W czerwcu odmówił udziału w buncie Prigożyna i marszu na Moskwę.

Bunt wagnerowców, pobyt na Białorusi i powrót na Ukrainę

W maju 2023 roku szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn ogłosił zdobycie Bachmutu w obwodzie donieckim, o które walki toczyły się od 1 sierpnia 2022 roku. Przywódca wagnerowców wielokrotnie podkreślał, że to jego ludzie zajęli miasto.

24 czerwca doszło do buntu Grupy Wagnera, co miało być efektem napięć pomiędzy rosyjskim resortem obrony a przywódcą najemników Jewgienijem Prigożynem. Domagał się on "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia ministra obrony Siergieja Szojgu.

Wagnerowcy najpierw zajęli Rostów nad Donem, w tym siedzibę Południowego Okręgu Wojskowego, a następnie ruszyli w kolumnie pancernej w kierunku Moskwy. Najemnicy, którzy dotarli do obwodu lipieckiego, mieli znajdować się 200 km od stolicy Rosji.

Bunt zakończył się po negocjacjach przywódcy wagnerowców z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką, prowadzonych w porozumieniu z Władimirem Putinem. Szef Grupy Wagnera zgodził się ustąpić ("w celu uniknięcia rozlewu krwi") i wieczorem rozkazał najemnikom, by zaczęli się wycofywać z terytorium Rosji. Na mocy porozumienia najemnicy, którzy zdecydowali się pozostać w Grupie Wagnera, mogli wyjechać na Białoruś.

Jak informowały pod koniec lipca ukraińska straż graniczna i brytyjskie ministerstwo obrony, do bazy wojskowej we wsi Cel w środkowej Białorusi przybyło do tamtego czasu co najmniej kilka tysięcy rosyjskich najemników. Później pojawiły się doniesienia, że część z nich wyjechała do krajów Afryki. Niewielka grupa pozostała na Białorusi, by szkolić jednostki specjalne tamtejszego MSW, a jeszcze inni wagnerowcy zgodzili się na służbę w rosyjskiej armii i powrót na front na Ukrainie.

23 sierpnia Prigożyn, a także inni przedstawiciele kierownictwa wagnerowców, m.in. Dmitrij Utkin, zginęli w katastrofie lotniczej w obwodzie twerskim. W ocenie większości analityków, ich śmierć była zemstą Kremla za czerwcowy bunt i "marsz na Moskwę".

Najemnicy Grupy Wagnera nie zabalowali długo na Białorusi. Pod koniec września, po nieco ponad trzech miesiącach od rebelii, część z nich z powrotem trafiła na front we wschodniej Ukrainie. Informowały o tym najpierw rosyjskie prowojenne kanały na Telegramie, a potem przedstawiciele Sił Zbrojnych Ukrainy. Tak, wagnerowcy też tu są. Szybko zmienili dowódcę i wrócili - powiedział w rozmowie z CNN ukraiński żołnierz o pseudonimie "Groove".