Sojusz łączący Wielką Brytanię, Polskę i Ukrainę może być ogłoszony w tym tygodniu. Taką informację podała ukraińska redakcja BBC. Z tej okazji do Kijowa może przybyć brytyjski premier Boris Johnson, a we wtorek w ukraińskiej stolicy wizytę złoży polski premier Mateusz Morawiecki. Tymczasem na rosyjsko-ukraińskiej granicy sytuacja nadal jest bardzo napięta i widmo inwazji wisi w powietrzu. "Trzeba przygotowywać się do wojny w każdym wymiarze i tak to jest realizowane. Przekonanie, że może to się wszystko jakoś rozejdzie to jest droga do klęski, porażki jeszcze przed rozpoczęciem bitwy" – przekonuje generał Roman Polko, były dowódca jednostki wojskowej GROM w rozmowie z naszym dziennikarzem Tomasz Weryńskim w internetowym radiu RMF24.

Tomasz Weryński: Co w praktyce ten Sojusz oznacza? Czy może przestraszyć Putina?

Roman Polko: Przede wszystkim jako były starszy oficer operacyjny 6. Brygady Powietrznodesantowej muszę powiedzieć, że taki Sojusz już istnieje od wielu lat w istocie. Ponieważ ćwiczenie "Kozacki Step", które co roku jest realizowane w ramach partnerstwa dla pokoju, jest realizowane właśnie przez Brytyjczyków, Ukraińców i Polaków - za każdym razem w innym państwie. I te manewry bardzo mocno zintegrowały te kraje. Spowodowały również, że mieliśmy podporządkowaną kompanię ukraińską podczas naszej pierwszej NATO-wskiej misji w Kosowie i buduje dobre relacje. W tej chwili przenosi się to na wyższy szczebel, bo nie tylko wojskowy, ale także polityczny. Natomiast mam nadzieję, że nie będzie to Sojusz tylko tych trzech państw, który jestem przekonany, że dojdzie do skutku, ale że dołączą do niego chociażby Niemcy. Bo to byłby istotny, ważny głos również, który uświadamiałby Putinowi, że przekroczył już zbyt wiele barier.

/Grafika RMF FM
/Grafika RMF FM
Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do nowego internetowego Radia RMF24.pl

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24.pl na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.

W piątek wieczorem usłyszeliśmy z ust sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych, że Rosja ma gotowość bojową, by podjąć działania przeciwko Ukrainie. Słyszymy też m.in. o gromadzonej krwi przez Rosjan w rejon przygranicznym. Jak pan traktuje takie komunikaty?

To jest standardowe działanie. Siły wojskowe, jakiekolwiek by one nie były, nie mogą traktować takiej sytuacji w sposób niepoważny. Trzeba przygotowywać się do wojny w każdym wymiarze i tak to jest realizowane. Zaniechania w tych dziedzinach, czy przekonanie, że może to się wszystko jakoś rozejdzie to jest droga do klęski, porażki jeszcze przed rozpoczęciem bitwy.

Czy Polska w obliczu możliwej inwazji Rosji na Ukrainę powinna już teraz wykonywać jakieś ruchy? Myślę o np. koncentracji naszego wojska na wschodniej granicy. Czy może jednak zwyczajnie i ze spokojem przyglądać się rozwojowi sytuacji?

Przyglądać, ale przyglądać aktywnie. Z pewnością ważna jest weryfikacja tego, czym dysponujemy i naszych zdolności bojowych. Kluczowe z punktu widzenia Polski jest też wsparcie dla Ukrainy i to nie tylko to polityczne, ale również chociażby pomoc w doposażeniu. Pamiętajmy o tym, że Ukraińcy - co sami zresztą słusznie podkreślają - walczą także o bezpieczeństwo Polski, ponieważ wejście Putina na terytorium Ukrainy spowoduje, że już nie tylko ta granica białoruska będzie taka niestabilna jak teraz, ale przedłużyłoby się to odcinek ukraiński. Ponadto Putin pewnie wzmógłby jeszcze bardziej agresję, gdyby rzeczywiście odniósł kolejny sukces na swojej drodze do odbudowy imperium sowieckiego.

Jakie są możliwe scenariusze wydarzeń? Strona rosyjska usiądzie do rozmów, czy dojdzie do wojny na pełną skalę, czy wydarzy się coś w rodzaju lokalnego konfliktu przy rosyjsko-ukraińskiej?

Z moich rozmów z kilkoma Rosjanami wynika, że zachód trochę nie docenia Putina, bo patrzy czy ocenia sytuację zdroworozsądkowo i oceniając to zdroworozsądkowo Putinowi w żaden sposób nie opłaca się ta agresja, bo spotkają go sankcje bankowe, gospodarcze, także te dotyczące bezpośrednio Nord Stream 2. Okupacja Ukrainy to będą ogromne straty dalej, ale niestety Putin często podejmuję takich misji niemożliwych i czasem lubi zaskakiwać samego siebie. Stąd też taka konstatacja, że, że pewnie Putin sam jeszcze nie wie co zrobi, ale z pewnością będzie to dla niego duży problem żeby odejść tak naprawdę z niczym, ponieważ ta wojna psychologiczna w rosyjskich mediach tak bardzo się już rozpędziła, że będzie musiał pokazać społeczeństwu, że coś jednak osiągną. Być może rozważa w tej chwili scenariusz takiej małej agresji, czyli zjadania Ukrainy w dalszym ciągu kawałkami. Najpierw Krym później Dombas, teraz być może Mariupol albo Odessa. Każdy taki scenariusz jest oczywiście nie do przyjęcia i mam nadzieję, że jednak w tej sytuacji będziemy reagować dużo bardziej zdecydowanie niż w 2014 roku. Jedno co Putinowi udało się zrobić, że w końcu wydaje się, że trwale zjednał stary Sojusz NATO, który dostrzega, że z Putinem po prostu nie da się rozmawiać. 

Opracowanie: