"Zwiększona liczba patroli to nie nowość" - mówi specjalnemu wysłannikowi RMF FM na Ukrainę funkcjonariuszka tamtejszej straży granicznej. Chodzi konkretnie o odcinek, na którym łączą się trzy państwa: Rosja, Białoruś i Ukraina. Jest tak w bliskim sąsiedztwie wsi Sjeńkiwka.


Niecałe 200 kilometrów na północ od Kijowa łączą się trzy państwa: Rosja, Białoruś i Ukraina. W tym nietypowym miejscu do dziś stoi odsłonięty 47 lat temu monument "Trzech sióstr" symbolizujący ich przyjaźń.

Chodzi przejście graniczne w Sjeńkiwce. Można stąd wjechać na Białoruś i do Rosji, gdzie tuż przy granicy - według informacji ukraińskiego wywiadu - nadal stacjonuje ponad 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy.

"Straż graniczna jest jednym z elementów obrony Ukrainy, większa liczba patroli to nie nowość, działamy tak od kilku lat. Nasze główne zadanie do zabezpieczenie granicy. Wiadomo, że jesteśmy pierwsi, którzy mogą się zetknąć z konfliktową sytuacją, jeśli taka nastąpi. Będziemy musieli spróbować powstrzymać ewentualną agresję, zanim dotrą tu oddziały wojskowe naszej armii. Więcej powiedzieć nie mogę, to już nasze służbowe informacje" - usłyszał od Aleksandry Stupak z ukraińskiej straży granicznej specjalny wysłannik RMF FM na Ukrainę, Mateusz Chłystun.

"Tu o wojnie nikt nie rozmawia, my chcemy zrobić swoje, dostarczyć towar" - mówił jeden z kierowców, stojących w kilkukilometrowej kolejce tirów przed przejściem granicznym w Sjeńkiwce.

Trasa do przejścia przebiega przez kilkanaście małych wsi, w których przeważają drewniane domy. Ich mieszkańcy, podobnie jak w oddalonym stąd o 100 kilometrów Czernichowie, starają się żyć normalnie.

O potencjalnym zagrożeniu konfliktem zbrojnym nie chcą rozmawiać.

W stolicy obwodu Czernichowskiego dziennikarz RMF FM spotkał się z weteranem z Donbasu, który na aktualną sytuację w swoim kraju patrzy jednak zupełnie inaczej.

Do oddziału wojskowych ochotników wstąpił, kiedy tylko ukończył 18 lat, krótko później trafił na front w ukraińskim Donbasie. 25-letni Vlad uważa, że wejście rosyjskich wojsk na Ukrainę jest tylko kwestią czasu. Jeśli tak się stanie, to jak mówi, nie zawaha się walczyć za ojczyznę, mimo ogromnej traumy jaką przeżył na froncie.

"Oczywiście, to jest mój dom. Nie mam, dokąd wyjechać. To nasza ziemia i tylko my możemy jej bronić, nikt tego za nas nie zrobi. Nie ważne, że w 2019 straciłem nogę. Jestem gotów bronić swojego kraju" - oświadczył.

   

Opracowanie: