"Nie zmarnujmy potencjału ludzi, których pomogliśmy opuścić Afganistan" - apeluje do polskiego rządu prezeska fundacji ICAD, która wspomagała rząd w bezpiecznej ewakuacji współpracowników polskich żołnierzy. "To nie są przypadkowi ludzie. To politycy, dyplomaci, wysokiej rangi żołnierze i różni specjaliści" - tłumaczy w rozmowie z reporterem RMF FM Edyta Tyc.

Apel kierują do rządu dwie fundacje -  ICAD i HumanDoc. Obie skupiają byłych cywilnych współpracowników polskiego wojska, którzy pomagali przy odbudowie prowincji Ghazni, w której stacjonowali polscy żołnierze.

Chodzi o to, żeby tych ludzi nie obejmować typową procedurą przeznaczoną dla uchodźców. Tu powinien powstać specjalny mechanizm -  przekonuje w rozmowie z RMF FM Edyta Tyc. To są nieprzypadkowi ludzie. To współpracownicy polskiego wojska, dyplomaci, politycy, żołnierze wysokiej rangi, specjaliści z wielu branż. Ten potencjał należy zweryfikować i wykorzystać - tłumaczy.

Należy opracować specjalny program dla tych osób, bo zwykła procedura uchodźcza się nie sprawi. O to fundacje ICAD i HumanDoc wnioskują. Chętnie w tym pomożemy - dodaje.

Wcześniej, w pomoc uciekinierom zaangażowali się między innymi weterani, którzy walczyli w Afganistanie, były ambasador w tym kraju Piotr Łukasiewicz i cywilni współpracownicy polskiego wojska. 

To było wszystko dość dramatyczne. Na początku miał być jeden dzień ewakuacji i trzy loty. Na szczęście - tutaj wielkie podziękowania dla polskiego rządu, że zdecydował się dostosować do warunków próśb i tego, co się dzieje. W efekcie lotów było znacznie więcej - mówi o ewakuacji współpracowników Polski z Afganistanu Edyta Tyc. Najbardziej dramatyczna historia, która ze mną jest, to historia rodziny ,która szła na lotnisko, zostało potwierdzone, że są na listach. To był któryś dzień ewakuacji - nie ten pierwszy. Ojcu rodziny udało się przejść, natomiast mama razem z czwórką dzieci została poza bramą. Był ogromny ścisk, upał, ta rodzina nie była aż tak przygotowana pod względem jedzenia i picia... - relacjonuje. Kobieta została sama z czwórką dzieci. Najmłodsze miało 2 lata. Dzieci po wielu godzinach zaczęły mdleć. Ten czas zbierania osób przez polskich żołnierzy minął. Kobieta po pewnym czasie została cofnięta razem z dziećmi do checkpointu talibów. Wróciła do domu, dzieci dość mocno ucierpiały, były kontrole lekarskie... Dopiero za trzecim razem ta kobieta przeszła - wspomina rozmówczyni RMF FM. 


Opracowanie: