Zespoły ratownicze z Niemiec i z Austrii zawiesiły swoje operacje ze względów bezpieczeństwa. Skarżą się na bijatyki, kradzieże i strzały. Polscy strażacy, operujący w mieście Besni, nie mają takich problemów. "Nie mieliśmy tu żadnych incydentów" - powiedział RMF FM dowódca polskiej ekipy Grzegorz Borowiec.

Niemieckie i austriackie organizacje pomocowe (ISAR, THW i AFDRU - red.) zawiesiły swoje działania na południu Turcji w obawie o bezpieczeństwo swoich członków.

Smutek pomału zamienia się w złość - przyznał szef niemieckiej organizacji ISAR, Steven Bayer.

Mieszkańcy Hatay opłakują swoich bliskich, inni niecierpliwią się w oczekiwaniu na wydobycie spod gruzów swoich krewnych, a jeszcze inni złoszczą z powodu braku np. wody pitnej.

O zawieszeniu akcji ratowniczych poinformowała także ratowniczo-poszukiwawcza austriackiej armii. Obserwujemy wzrastająca agresję między ugrupowaniami - oświadczył podpułkownik Pierre Kugelweis.

Chcemy kontynuować niesienie pomocy, ale okoliczności są takie, jakie są - dodał.

W sobotę pojawiły się doniesieniami o kradzieżach, bijatykach, a także wystrzałach z broni palnej, np w mieście Kirikhan.

Tureckie władze nie informują o zamieszkach, ale prezydent Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że jego rząd podejmie działania przeciwko osobom zamieszanym w grabieże i inne przestępstwa w regionie dotkniętym niszczycielskim trzęsieniem.

Polscy ratownicy w Turcji

W tureckim Besni cały czas pracują polscy ratownicy. Grupa ratownicza HUSAR Poland to 76 strażaków i osiem wyszkolonych psów.

Oni nie narzekają na swoje bezpieczeństwo.

Od początku działamy w tym mieście. Byliśmy pierwszą ekipą, która tu przyjechała. Uratowaliśmy dużo osób. Ludzie postrzegają nas tu jako przyjaciół. Pomagają nam, przynoszą na jedzenie. Chłopaki są dobrze odżywieni, zadbani przez ludność lokalną. Nie mieliśmy tu żadnych incydentów - powiedział dowódca polskiej ekipy Grzegorz Borowiec w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztof Zasadą.

Tragiczny bilans ofiar

Liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, które w poniedziałek nawiedziło turecko-syryjskie pogranicze, wzrosła do ponad 28 tys.

Jeden z najbardziej znanych geofizyków w Turcji profesor Ovgun Ahmet Ercan ostrzega, że liczba ofiar może przekroczyć sto tysięcy.

Poniedziałkowe trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii określił jako największą katastrofę ostatnich 500 lat.

Ekspert zaznaczył, że obszar dotknięty klęską obejmuje dziesięć prowincji, gdzie mieszka 13 milionów ludzi.

Mówimy więc o regionie, który ma więcej mieszkańców niż Grecja - powiedział uczony i dodał: Według moich obliczeń zasypanych zostało około 200 tys. osób.