16-letni Tomasz Berkieta niedawno dotarł do półfinału juniorskiego Australian Open i jak przyznaje po powrocie do Polski, to jego największy sukces w dotychczasowej karierze. Młody tenisista ma oczywiście plany i marzenia sięgające o wiele wyżej. Jakim jest tenisistą, na kim się wzoruje i dlaczego porzucił pływanie na rzecz tenisa? Poznajcie bliżej Tomasza Berkietę, który na korcie chciałby być showmanem, ale nie w stylu Nicka Kyrgiosa.

Tomasz Berkieta jest dopiero na początku swojej tenisowej drogi. Ważnym krokiem był niedawny wielkoszlemowy Australian Open. Młody Polak dotarł tam do półfinału juniorskiej rywalizacji, a sposobem gry i charyzmą na korcie zaskarbił sobie życzliwość wymagających australijskich fanów tenisa.

Zdecydowanie to poczułem. Kibicowanie na moich meczach było dość głośne. Sporo właśnie Australijczyków podchodziło do mnie po spotkaniach. Prosiło o zdjęcia, autografy. Gratulowało, chwaliło sposób, w jaki gram. Z każdym meczem kibiców było coraz więcej i wspierali mnie a nie mojego przeciwnika - opowiada Tomasz Berkieta.

Dla młodego zawodnika tenis był czymś zupełnie naturalnym, bo jego mama jest trenerką tej dyscypliny sportu. Pierwszą rakietę dostał niedługo po tym, jak nauczył się chodzić. Dziś z uśmiechem Tomek przyznaje, że w domowym archiwum są zdjęcia pokazujące, jak zasypia nie z ulubioną maskotką, ale właśnie z tenisową rakietą. Początkowo trenował jednak nie tenisa a pływanie.

Myślę, że we wszystkich sportach treningi są żmudne, ale treningi pływackie a tenisowe to coś nieporównywalnego. W tenisie pojawia się przypadek. Piłka poleci w lewo, prawo, ze krótko, za daleko. A w pływaniu... nie oszukujmy się, nic się nie zmienia. Trochę dlatego wybrałem tenis, bo nie miałem cierpliwości do pływania i znudziło mi się liczenie kafelków na dnie basenu. Tenis jest dla mnie ciekawszy. Natomiast cały czas czasami pływam. To fajnie rozluźnia mięsnie, niweluje napięcia. Na pewno bez pływania nie byłbym tu, gdzie jestem. Nie miałbym takiej siły - opowiada.

Pływanie pozostaje jednak w orbicie zainteresowań Tomka Berkiety, bo jego wielką pasją jest nurkowanie. Na razie jednak na pasję nie ma zbyt wiele czasu, bo oprócz treningów i tenisowych wyjazdów czas zajmuje proza życia, co w przypadku 16-latka oznacza po prostu szkołę.

Zawsze trzeba mieć w sporcie jakiś plan B, choćby na wypadek kontuzji. Nigdy nie wiadomo. Natomiast łączenie szkoły z tenisem to duże wyzwanie. Poczułem to przez ostatnie tygodnie w Australii. Po meczu czy przed meczem wyłączenie się i skupienie na nauce jest trudne. Myśli biegną w stronę rozegranego dopiero co meczu albo tego, co przede mną. Emocje cały czas są w głowie. Wiem jednak, że muszę poświęcać czas na naukę i tyle - relacjonuje tenisista.

Berkieta ma już 192 centymetry wzrostu. Do tego sportowa sylwetka, duży zasięg ramion. Nic dziwnego, że siła to jeden z jego tenisowych atutów. Tak sam zainteresowany opisuje swój tenis: Wzrost i siła to moje ogromne atuty. Serwis i forehand robią u mnie dużą robotę. Bez nich byłoby mi bardzo ciężko. Przy moim wzroście bieganie po korcie jest trudne. Niewątpliwie staram się grać agresywnie i pozwalać spychać się do defensywy.

Jako wzór stawia sobie Rogera Federera. Szwajcar ze swoją elegancją, skutecznością i niezliczonymi sukcesami budzi oczywiście uzasadniony zachwyt wielu młodych adeptów tenisa. Berkieta zerka jednak także w stronę nieco mniej znanego zawodnika.

Teraz aktualnie takim moim idolem jest Sebastian Korda. Imponuje mi spokojem na korcie. Lubię go za to, jak zachowuje zimną krew w trudnych momentach. Lubię patrzeć, jak gra, podoba mi się jego technika. Kolejnym zawodnikiem, na którego zwracam uwagę, jest Sasha Zverev, więc kompletnie inna osobowość na korcie. Spoza tenisa na pewno z uwagi na to, że pływałem, Michael Phelps jest taką ważną postacią z innych dyscyplin sportu - wylicza.

Lubię być showmanem na korcie - dodaje też nasz młody tenisista i już po sposobie, w jaki to mówi, widać, że na korcie łapie luz, lubi publiczność i jeśli jego kariera potoczy się zgodnie z jego marzeniami, to będzie chciał trochę z tą publicznością poflirtować na największych kortach świata.

Raczej bliżej mi do Nicka Kyrgiosa niż Federera pod względem zachowania na korcie. Oczywiście nie chodzi mi o łamanie rakiet tylko o te kwestie mieszczące się w tenisowym regulaminie. Na pewno mógłbym kreować takie sytuacje, które mogą zapaść w pamięć publiczności. Lubię to, swobodnie czuje się w takim środowisku - podsumowuje młoda nadzieja polskiego tenisa. 

Opracowanie: