Urodziłem się trzeci raz. Nie będę panu mówił, jak urodziłem się pierwszy i drugi raz, bo to długa historia, ale urodziłem się trzeci raz - mówi dziennikarzowi RMF FM Jan Łyczewski, ranny w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami. Raduję się, że wyszedłem z życiem z czegoś takiego, bo jechałem w pierwszym wagonie - zaznacza.

Piotr Glinkowski: Proszę powiedzieć, jak się pan teraz czuje?

Jan Łyczewski: Wszystko mnie boli, tak można powiedzieć.

Widzę, że jest pan poobijany. Coś się panu jeszcze stało?

Na szczęście nie mam żadnych złamań, wedle oceny lekarzy. Mam tylko zszyte rany. Nie wiem, czy ktoś mnie ratował, czy ja sam się uratowałem. Nie miałem świadomości, odkąd minąłem stację, tunel, jeszcze świadomie zabrałem się do czytania gazety. Potem to coś się wydarzyło. Pamiętam, jak później znalazłem się na zsypie i noszach ratowniczych.

A tak realnie - myśli pan, że kiedy może opuścić szpital?

Myślę, że w ciągu tygodnia. Jeśli lekarze pozwolą, bo w tej chwili nie mogę się ruszać, wszystko mnie boli. Na szczęście, lekarze wykluczyli złamania i większe urazy głowy. Pozostaje czekać.

Myśli pan pewnie cały czas o tym się wydarzyło, prawda?

Wie pan, że nie? Raczej nie katuję się tą sytuacją, uważam, że to nie ma sensu. Raduję się, że wyszedłem z życiem z czegoś takiego, bo jechałem w pierwszym wagonie.

W pierwszym wagonie?

Tak, bo to był pociąg relacji Przemyśl - Warszawa, ja wsiadałem w Płaszowie. Byłem zdziwiony, że to są dwa wagony drugiej klasy, a jeden pierwszej. W Krakowie nagle on opustoszał. Widocznie ci, którzy jechali nim, wiedzieli, że to jest taki dosyłający ludzi do Krakowa, a reszta jazdy była do Warszawy. Nawet przyszedł pan, który obstukiwał młotkiem te koła, mówi - co pan tu robi? Ja mówię, że czekam dalej na jazdę do Warszawy. I on powiedział, że pociąg do Warszawy jedzie z tego samego peronu, z drugiej strony. To przesiadłem się. Jeszcze miałem 5 minut. Wsiadłem do pierwszego wagonu, mówię - no może się nic nie stanie w tym pierwszym wagonie. No, ale się okazało, że się stało.

Widział pan zdjęcia, jak to wyglądało? Jak wyglądał ten pierwszy wagon?

Nie, nie widziałem. Chętnie bym to obejrzał, bo ja pracowałem na kolei 10 lat po studiach. Pracowałem na tych liniach kolejowych na automacji kolejowej. Tak że jeździłem wiele razy i sobie w ogóle nie wyobrażam, że do czegoś takiego mogło dojść w takiej sytuacji. Dla mnie blokada samoczynna i to, co zrobiono po tych naprawach, to powinny wykluczyć tę sytuację. Nie mówiąc o tym, że każdy maszynista, jak jedzie na tzw. widoczność - bo w momencie, kiedy jedzie blokada samoczynna i rusza na czerwone światło, bo może tak jechać, jedzie na widoczność - kiedy widzi coś z naprzeciwka to trąbi i ucieka, a nie odwrotnie. Tak, więc to jest niezrozumiałe dla mnie.

Powiedział pan, że jechał w tym pierwszym wagonie i zdaje pan sobie sprawę, że miał pan bardzo dużo szczęścia?

Bardzo dużo. Urodziłem się trzeci raz. Nie będę panu mówił, jak urodziłem się pierwszy i drugi raz, bo to długa historia, ale urodziłem się trzeci raz.