Robert Mateusiak i Nadieżda Zięba w dobrych nastrojach opuścili Wembley Arena po zwycięstwie nad japońską parą. Polscy badmintoniści nie mają wątpliwości, że dzięki tej wygranej droga do olimpijskiego ćwierćfinału stoi przed nimi otworem. "Ten mecz był kluczowy w kontekście wyjścia z grupy, dlatego było sporo błędów. Chyba byliśmy jednak bardziej skoncentrowani. Można powiedzieć, że jesteśmy jedną nogą w ćwierćfinale" - przyznał Mateusiak.

Mecz był bardzo nerwowy, a losy setów rozstrzygały się w końcówkach. Japończycy mogli liczyć na doping swoich kibiców - na Wembley Arena dominowali głównie fani z azjatyckich krajów. Badminton to specjalność tego kontynentu. W drugim secie przy stanie 10:6 dla nas, powinniśmy zdobyć 11 punkt, a po przerwie na pewno łatwiej by się nam grało. Tymczasem straciliśmy pięć punktów z rzędu. Troszeczkę nas "przytkało", ale najważniejsze, że pozbieraliśmy się z powrotem. Wiedziałem, że jak w końcówce będzie po równo, to rywale będą się bardziej denerwować - stwierdził Mateusiak.

Walczyli z nerwami i... organizatorami

Nadieżda Zięba dodała z kolei, że badminton w ostatnim czasie przypomina wojnę nerwów. Ta dyscyplina poszła właśnie w tym kierunku. Technika - owszem, jest ważna, ale na przykład przygotowanie fizyczne, zwłaszcza w końcówce, schodzi na dalszy plan. Jak człowiek jest zdenerwowany, to nie czuje zmęczenia, ono wychodzi dopiero po meczu - podkreśliła.

Dzień przed meczem z Japończykami Polacy musieli stoczyć bitwę z... organizatorami, którzy w programie turnieju dwa kolejne spotkania - z Duńczykami i Kanadyjczykami - zaplanowali na poniedziałek. W sobotę złożyliśmy protest, że jako jedyna para w turnieju gramy dwa mecze w ciągu jednego dnia. To była po prostu pomyłka, która nie została zauważona przez sędziego głównego. Nasze odwołanie zostało rozpatrzone i spotkanie z kanadyjską parą z poniedziałku zostało przełożone na wtorek wieczór - wyjaśnił Mateusiak.

Mieszkają poza wioską olimpijską

Badmintoniści nie są zakwaterowani w wiosce olimpijskiej, ale w pobliżu hali, gdzie rozgrywany jest turniej. Byliśmy w wiosce jedną noc, trochę łyknęliśmy tej atmosfery, ale potem przenieśliśmy się do hotelu. Już wcześniej tak ustaliliśmy - dodał zawodnik Hubala Białystok.

Dla niego to już czwarte igrzyska w karierze. Spałem już w wiosce, dwukrotnie brałem udział w paradzie otwarcia igrzysk. Posmakowałem już tego. Nie pociąga mnie ten zgiełk. Nawet na stołówce nie mogłem skupić się na własnych myślach, bo taki był gwar. Tutaj jest przyjemniej, spokojniej - podkreślił.

Zięba może pochwalić się zdecydowanie mniejszym stażem olimpijskim. Startowała tylko w Pekinie. Potwierdziła jednak słowa partnera. Są plusy i minusy tego. W wiosce daje się odczuć presję, cały czas się myśli o meczu, o zwycięstwach i porażkach, a tutaj czujemy się jak na zwykłym turnieju. Jest to dla nas bardziej naturalna atmosfera. Szkoda mi było opuszczać wioskę po jednej nocy, ale tutaj lepiej się skoncentrujemy przed kolejnymi spotkaniami - zaznaczyła pochodząca z Białorusi 28-letnia zawodniczka, która dwa lata temu poślubiła wielokrotnego reprezentanta Polski w badmintonie Dariusza Ziębę.

36-letni Mateusiak nie zdobył jeszcze medalu olimpijskiego. Przed czterema laty w Pekinie dwukrotnie w mikście i deblu dotarł do ćwierćfinału. Każdy oczekuje medalu, ale ja trochę staram się studzić te emocje. Cała przygoda dopiero się zaczyna od ćwierćfinału. Staramy się jednak koncentrować na najbliższym przeciwniku. Jeżeli będziemy grali na naszym najwyższym poziomie, wówczas może być szansa na dobry wynik - podsumował.