W Dzienniku Ustaw ukazała się ustawa o powołaniu komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski w latach 2007-2022. Wczoraj podpisał ją prezydent Andrzej Duda. Jutro ustawa wchodzi w życie.

W poniedziałek przed południem prezydent Andrzej Duda poinformował, że zdecydował o podpisaniu ustawy o powołaniu Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022. Zapowiedział też, że skieruje ją w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego.

Komisja ma analizować m.in. czynności urzędowe, tworzenie, powielanie, udostępnianie informacji osobom trzecim; wpływanie na treść decyzji administracyjnych; wydawanie szkodliwych decyzji; składanie oświadczeń woli w imieniu organu władzy publicznej lub spółki; zawieranie umów czy dysponowanie środkami publicznymi lub spółki.

Decyzje, które mogłaby podejmować komisja, to m.in.: uchylenie decyzji administracyjnej wydanej w wyniku wpływów rosyjskich, wydanie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz cofnięcie i zakaz poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat.

Kiedy komisja zacznie działać?

Komisja będzie się składać z dziewięciu członków wybieranych przez Sejm spośród osób zgłoszonych przez kluby parlamentarne. Opozycja w większości już zapowiedziała, że nie będzie przedstawiać swoich kandydatów.

Sejm wyborem składu komisji zajmie się w połowie czerwca. Potem do końca miesiąca premier będzie miał czas na wybranie przewodniczącego i ustalenie regulaminu.

Po tym, czyli zapewne na początku lipca, komisja będzie mogła rozpocząć prace, choć część członków będzie pewnie czekała na dostęp do informacji niejawnych.

Przeciwnicy ustawy: Chodzi o wyeliminowanie Donalda Tuska

Uzasadniając swoją decyzję prezydent mówił m.in., że opinia publiczna powinna móc sama ocenić to, w jaki sposób działają różni jej przedstawiciele.

Zdaniem przeciwników ustawy jej celem jest wyeliminowane Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami lub przynajmniej upokorzenie go w oczach wyborców. Stąd nazwa "lex Tusk", którą opozycja określa te przepisy.

Prezydent Andrzej Duda, ogłaszając podpisanie ustawy, zakładającej nawet 10-letni zakaz sprawowania funkcji związanych z wydawaniem pieniędzy publicznych, stwierdził, że "ustawa nie przewiduje, aby werdykt komisji eliminował z życia publicznego czy politycznego". Argumentował, że będzie można odwołać się do sądu.

Decyzja jest ostateczna, ale nieprawomocna. Przysługuje odwołanie, skarga do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego - mówi szef sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł PiS-u Marek Ast.

Ale do czasu rozstrzygnięcia przez sąd o uchyleniu decyzji komisji albo o zawieszeniu zakazu ta sankcja obowiązuje zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda.

Obawy Brukseli

Obawy opozycji, że komisja weryfikacyjna posłuży blokowaniu kandydatów opozycji w wyborach parlamentarnych, podzielają Bruksela i Waszyngton.

Jeszcze w tym tygodniu możliwa jest debata w Parlamencie Europejskim dotycząca komisji - donosi korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon.

Jesteśmy szczególnie zaniepokojeni polską ustawą o specjalnej komisji. (...) KE nie zawaha się podjąć działań w tej sprawie, jeśli będzie to potrzebne - powiedział unijny komisarz ds. praworządności Didier Reynders.

KE może uruchomić procedurę przeciwnaruszeniową, która może skończyć się w unijnym trybunale nawet kolejnymi karami finansowymi dla Polski. Sprawa może mieć też wpływ na stanowisko KE w kwestii tzw. kamieni milowych, które miała spełnić nowa ustawa o Sądzie Najwyższym. Ta z kolei utknęła w Trybunale Konstytucyjnym.

Waszyngton "zaniepokojony"

Na temat "lex Tusk" wypowiedział się także Departament Stanu USA. Jego rzecznik Matthew Miller oświadczył, że "rząd USA jest zaniepokojony przyjęciem przez polski rząd nowej legislacji, która może zostać nadużyta do ingerencji w wolne i uczciwe wybory w Polsce".

"Podzielamy obawy wyrażane przez wielu obserwatorów, że to prawo tworzące komisję badającą rosyjskie wpływy, może być wykorzystane do blokowania kandydatur polityków opozycji bez należytego procesu prawnego" - napisał w oświadczeniu rzecznik resortu dyplomacji.

Wezwał przy tym rząd w Warszawie, by zapewnić, że komisja nie będzie używana do ograniczania wyboru dla wyborców lub "nadużywana w sposób, który może wpłynąć na postrzeganą prawowitość wyborów".

Wcześniej podobną opinię wygłosił ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski. Jesteśmy doskonale świadomi tego, co niepokoi wiele osób odnośnie tej ustawy. W pełni rozumiemy i podzielamy to, dlaczego prezydent Duda przekierował tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, aby ten ocenił, czy te obawy sprawiają, że ta ustawa jest niekonstytucyjna - mówił w rozmowie z TVN24. Powiem tyle: rząd Stanów Zjednoczonych podziela obawy związane z ustawami, które w oczywisty sposób mogą pozwalać na zmniejszenie możliwości wyborców do głosowania na tych kandydatów, na których chcą głosować, ustawami omijającymi jasno określony proces przed niezawisłymi sądami - dodał.

Jak zauważa amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski, to nie była - jak niektórzy próbują przedstawiać - prywatna opinia ambasadora Marka Brzezińskiego. "Amerykański dyplomata przekazał stanowisko Waszyngtonu. Chwilę po słowach ambasadora USA w Warszawie oświadczenie wydał Departament Stanu. Warto podkreślić, że w tym samym tonie. Kluczowe są tam słowa: "Rząd USA jest zaniepokojony" i kolejne "Podzielamy obawy wyrażane przez wielu obserwatorów". Padają tam też słowo "wzywamy". To nie jest prywatne stanowisko ambasadora Marka Brzezińskiego, to jest oficjalne stanowisko Departamentu Stanu, czyli właśnie resortu dyplomacji, idąc dalej jest to stanowisko amerykańskiej administracji" - zauważa Paweł Żuchowski. "To jest język dyplomacji - każdy, kto się choć trochę na tym zna, wie, że tak ubrany w słowa komunikat jest jednak mocnym przekazem i nie należy go bagatelizować" - dodaje korespondent RMF FM.

Oświadczenie MSZ

We wtorek polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie w tej sprawie. "Polska szanuje opinie i uwagi naszych sojuszników dotyczące przepisów krajowych. Podkreślając z całą mocą, że stanowienie tych przepisów jest suwerenną kompetencją krajową polskiego parlamentu, zawsze jesteśmy gotowi wyjaśniać wszelkie mogące temu towarzyszyć nadinterpretacje i wątpliwości" - zapewnił resort dyplomacji.

MSZ podkreśliło, że rosyjski wpływ na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski musi być gruntownie zbadany i poddany kontroli publicznej. "Uchwalona niedawno ustawa o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 gwarantuje, że takie badanie zostanie przeprowadzone z zachowaniem jak największej przejrzystości wobec opinii publicznej i przy przestrzeganiu sprawiedliwości proceduralnej" - napisano. Zaznaczono, że aby "zapewnić bezstronność, w Komisji będą zasiadać członkowie wyznaczeni przez wszystkie ugrupowania polityczne obecne w parlamencie".

W oświadczeniu zapewniono, że komisja będzie procedować w myśl zasady prawdy obiektywnej, analizując wszelkie dostępne dowody, również takie, które zostaną przedstawione przez zainteresowane strony. Ponadto - wskazano - każdy, wobec kogo komisja wyda decyzję, będzie uprawniony do zaskarżenia tej decyzji do sądu administracyjnego w toku dwuinstancyjnego postępowania oraz do wnioskowania o wstrzymanie wykonania zaskarżonej decyzji do czasu wydania przez sąd prawomocnego orzeczenia.

"Prace Komisji nie będą ograniczać wyborcom możliwości głosowania na swoich kandydatów w wyborach; wręcz przeciwnie, dzięki nim opinia publiczna uzyska lepszy dostęp do informacji o sprawach mających zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego" - głosi oświadczenie MSZ.

Resort dyplomacji podkreślił również, że "Polska wysoko ceni sobie sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i jest otwarta na prowadzenie dalszego dialogu kanałami dyplomatycznymi".