Jest ostateczne porozumienie Polski i Czech w sprawie elektrowni w Turowie. W Pradze zawarli je szefowie rządów: Mateusz Morawiecki i Petr Fiala. "Umowa podpisana" - przekazał Morawiecki na Facebooku, dołączając zdjęcie. Potem podczas konferencji prasowej dodał, że ma nadzieję, iż dziś lub jutro Czesi wycofają swoją skargę ws. Turowa z Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Nie oznacza to jednak, że Polska nie będzie musiała płacić wielomilionowej kary.

Polska i Czechy porozumiały się ws. Turowa. Szef polskiego rządu poleciał do Pragi na spotkanie z Peterem Fialą, by uzgodnić ostatnie szczegóły.

"Otwieramy nowy rozdział, z optymizmem patrząc w przyszłość, bo tego potrzebujemy jako sąsiedzi" - oświadczył szef polskiego rządu. "Dziś mogę powiedzieć, że kopalnia i elektrownia Turów będą bez przeszkód funkcjonowały i będą bez przeszkód dostarczały energię elektryczną dla kilku milionów mieszkańców Dolnego Śląska i nie tylko" - powiedział premier Morawiecki.

Umowa z Polską przewiduje dokończenie budowy bariery zapobiegającej odpływowi wód podziemnych, wału ziemnego. Do zakończenia wydobycia w kopalni Turów monitorowany będzie poziom hałasu, zanieczyszczenia powietrza, osunięcia gruntu i poziom wód gruntowych.

Premier Morawiecki ma nadzieję, że dziś lub jutro Czesi wycofają swoją skargę ws. Turowa z Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Polska zapłaci Czechom 45 milionów euro odszkodowania. Premier Fiala wyliczył, że to 35 mln euro rekompensaty; Fundacja PGE przekaże z kolei 10 mln euro województwu libereckiemu. Kiedy pieniądze zostaną przelane, Czechy wycofają skargę z TSUE.

Jeśli chodzi o długość nadzoru ze strony UE i obowiązywania umowy, Fiala ocenił, że były to kwestie, które były bardzo istotne. Uzgodniliśmy, że będzie to 5 lat. Wydaje się nam, że jest to rozsądny kompromis, który jest do przyjęcia dla czeskiej i polskiej strony - mówił.

Jestem przekonany, że umowa ws. Turowa jest tak skonstruowana, że nadzór TSUE nie będzie konieczny - powiedział premier Morawiecki. Dodał, że przywołanie TSUE jako potencjalnego arbitra było wymogiem Czech.

Co oznacza dla Polski nadzór TSUE?

Umowa między Polską a Czechami w sprawie Turowa przewiduje pięcioletni nadzór TSUE. Początkowo Praga chciała dziesięciu lat, a Polska tylko dwóch lat. Co nadzór TSUE oznacza dla Polski?

To oznacza, że Polska i Czechy zgadzają się, że jeżeli wyniknie jakikolwiek spór co do stosowania zapisów ugody, to będzie on rozstrzygany przez TSUE. Czyli np. jeżeli Praga będzie kwestionować wykonanie przez Polskę któregoś z zapisów umowy - to sprawa trafi do trybunału UE w LUX - wyjaśnia korespondentka RMF FM w Brukseli, Katarzyna Szymańska-Borginon.

Jak ustaliła nasza korespondentka, nie zdarzyło się jeszcze aby dwa państwa członkowskie na mocy umowy poddały spór unijnemu Trybunałowi. Jest to jednak możliwe na mocy 273 art. Traktatu UE. Do tej pory z tej możliwości korzystały jednak raczej unijne instytucje np. zastrzegając w kontraktach, że każdy spór będzie rozstrzygany przez TSUE. Niektórzy rozmówcy zauważają brak konsekwencji w podejściu polskich władz. Bo z jednej strony członkowie polskiego rządu podważają obiektywizm sędziów TSUE i twierdzą, że TSUE przekracza swoje kompetencje a z drugiej - polskie władze dobrowolnie podpisują klauzulę przewidującą dla tego trybunału specjalną rolę arbitra.


Kara za Turów: 500 tys. euro dziennie

Pod koniec 2021 roku Czechy wniosły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) skargę przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni Turów. Jednocześnie domagały się zastosowania tzw. środka tymczasowego, czyli nakazu wstrzymania wydobycia.

Strona czeska uważa, że rozbudowa kopalni zagraża dostępowi mieszkańców Liberca do wody. Skarżą się oni także na hałas i pył związany z działalnością kopalni.

Polski rząd do nakazu wstrzymania wydobycia się nie zastosował, za co TSUE nałożył na Polskę karę 500 tys. euro dziennie. Kara naliczana jest od 20 września zeszłego roku. Licznik wskazuje dziś 68 milionów euro.

Czechy wniosły w lutym 2021 roku skargę do TSUE, zarzucając polskim władzom złamanie unijnego prawa między innymi poprzez przyjęcie przepisu pozwalającego na przedłużenie do sześciu lat koncesji na wydobywanie węgla brunatnego bez przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko.

Polski rząd deklaruje, że nie zamierza płacić kary.

Wyrok TSUE ws. Turowa na przełomie marca i kwietnia

Rzecznik generalny TSUE Priit Pikamäe stwierdził w czwartek, że Polska przedłużając o sześć lat termin obowiązywania koncesji na wydobywanie węgla brunatnego w kopalni Turów bez przeprowadzania oceny oddziaływania na środowiska - naruszyła prawo Unii. 

Ta opinia może być wskazaniem, jaki będzie ostateczny wyrok TSUE w sprawie Czechy kontra Polska. Spekuluje się, że poznamy go na przełomie marca i kwietnia.

W związku z niewykonaniem postanowienia TSUE o wstrzymaniu wydobycia węgla, TSUE nałożyło na Polskę karę pół miliona euro dziennie. 

Kary przestaną być naliczane, kiedy Czechy wycofują skargę. Ponieważ kara to był środek zapobiegawczy, więc wygasa w chwili rozstrzygnięcia sprawy.

Polska i tak musi zapłacić wielomilionowe kary


Oczywiście, zaległe płatności do czasu wydania wyroku lub wycofania skargi i tak trzeba będzie zapłacić. 

Nie ma takiej możliwości, żeby Polska nie musiała zapłacić całej tej sumy 68 mln euro. Komisja Europejska nie może odstąpić od wykonywania swojego obowiązku traktatowego, czyli egzekwowania unijnego prawa. To TSUE zobowiązał komisję do egzekwowania kar. Nie ma tu żadnej przestrzeni na jakiekolwiek polityczne porozumienie. Byłby to przecież fatalny przykład dla innych krajów, który osłabiłby wiarygodność unijnych instytucji - informuje z Brukseli korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. 

O tym, że Polska będzie musiała zapłacić, przypomniał jeszcze dzisiaj rzecznik Komisji Europejskiej, Co więcej, ponieważ polskie władze odmawiają zapłaty, Bruksela w przyszłym tygodniu, najdalej w połowie miesiąca, przejdzie do kolejnego etapu procedury i odbierze Polsce unijne fundusze w wysokości niezapłaconej pierwszej transzy. Jest to 15 mln euro z karnymi odsetkami.

Jak zapewniają rozmówcy RMF FM, nie ucierpią na tym beneficjenci, gdyż faktury zostały już im zapłacone. KE odejmie pieniądze od refundowanych Polsce płatności.