​Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump chciał zaatakować rosyjskie i irańskie bazy w Syrii, ale szef Pentagonu James Mattis sprzeciwił się temu - informuje "Wall Street Journal".

Według gazety, Mattis przedstawił Białemu Domowi trzy strategie ataku na Syrię. Pierwsza dotyczyła uderzenia w placówki związane z produkcją broni chemicznej. Drugą opcją był atak na wiele celów, w tym obiekty badawcze i wojskowe centra dowodzenia.

Trzecia opcja miała dotyczyć ataku na rosyjską obronę powietrzną w Syrii. Miało to na celu "osłabienie wojskowego potencjału reżimu syryjskiego".

Dziennikarze piszą, że Donald Trump nalegał właśnie na to, by uderzyć w bazy i zakłady należące do Rosji i Iranu. Sprzeciwiał się temu Mattis, argumentując, że może się to spotkać z odwetem Moskwy i Teheranu. W rezultacie Trump zatwierdził "plan hybrydowy", czyli atak na wiele celów.

Wczoraj prezydent Francji Emmanuel Macron dodatkowo powiedział, że przekonał Trumpa, by ten nie wycofywał wojska z terenów Syrii.

14 kwietnia około godz. 4 czasu lokalnego (godz. 3 w Polsce) Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania przeprowadziły serię ataków rakietowych w Syrii. Miała to być akcja odwetowa za rzekome wykorzystanie przez reżim Baszara al-Assada broni chemicznej w Dumie. Miało wówczas zginąć 60 osób.

Celem bombardowań był wojskowy ośrodek w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims. Według źródeł rosyjskich i syryjskich, wystrzelono w kierunku Syrii ponad 100 pocisków, z których większość została zestrzelona przez syryjską obronę powietrzną. 

(az)