Prezydent Francji proponuje, by rozszerzyć międzynarodową koalicję walczącą z Państwem Islamskim w Iraku i Syrii. Emmanuel Macron uważa, że działania koalicji pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych powinny objąć także palestyński Hamas. Równocześnie Macron przekazał w Ramallah na Zachodnim Brzegu Jordanu, że jest zwolennikiem wznowienia procesu politycznego z Palestyńczykami i stworzenia odrębnego państwa.

Prezydent Francji Emmanuel Macron, który we wtorek spotkał się w Ramallah na Zachodnim Brzegu Jordanu z prezydentem Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem, powiedział, że atak Hamasu, będący traumą dla Izraela, jest również katastrofą dla narodu palestyńskiego.

"Nie będzie trwałego pokoju (na Bliskim Wschodzie) bez uznania prawa narodu palestyńskiego do posiadania własnego terytorium i własnego państwa. Nie będzie trwałego pokoju, bez uznania przez naród palestyński i jego władze państwa żydowskiego oraz wagi jego istnienia i jego bezpieczeństwa" - oświadczył francuski prezydent, dodając, że "Hamas nie reprezentuje narodu palestyńskiego".

Z Hamasem powinny walczyć siły międzynarodowe?

Prezydent Francji Emmanuel Macron zaproponował we wtorek rozszerzenie międzynarodowej koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim w Iraku i Syrii o walkę z palestyńską grupą bojowników Hamas w Gazie.

Przemawiając w Jerozolimie, przywódca Francji podkreślił, że jego kraj z Izraelem łączy wspólna walka z terroryzmem.

"Francja jest gotowa na utworzenie międzynarodowej koalicji przeciwko Daesh (określenie Państwa Islamskiego w Iraku), w której bierzemy udział w operacjach w Iraku i Syrii, aby także walczyć z Hamasem" - powiedział Macron i podkreślił, że walka z Hamasem "musi odbywać się bez litości, ale nie bez zasad".

Premier Izraela Benjamin Netanjahu jeszcze nie skomentował słów Emmanuela Macrona. Zaznaczył tylko, że wojna z terrorystami, to bitwa między "osią zła i wolnym światem".

Kancelaria Macrona napisała później, że prezydentowi chodziło o rozszerzenie działań koalicji międzynarodowej, nie tylko w kwestiach wyłącznie operacyjnych.

"Międzynarodowa koalicja przeciwko Daesh nie ogranicza się do operacji w terenie, ale angażuje się także w szkolenie sił irackich, wymianę informacji między partnerami i walkę z finansowaniem terroryzmu" - cytuje kancelarię Reuters.

Interwencja przeciwko Państwu Islamskiego została autoryzowana 7 sierpnia 2014 roku przez prezydenta Baracka Obamę. W skład operacji weszły państwa zachodnie i niektóre kraje arabskie.

Dzień później przeprowadzono pierwsze uderzenia w Iraku. Celem były posterunki ISIS, ale akcja połączona była ze wsparciem humanitarnym dla ludności terroryzowanej przez organizację. 

10 września Barack Obama ogłosił strategię walki przeciwko Państwu Islamskiemu i zapowiedział rozszerzenie operacji na Syrię. Tam do ataków koalicji dołączyły również kraje arabskie.

Wkrótce stało się jednak jasne, że koalicja będzie musiała walczyć także na innych frontach. Państwo Islamskie rozszerzało swoje wpływy w Afryce - głównie w Libii i Nigerii. Walki z ISIS trwały w różnych rejonach świata pięć lat. Chociaż kraje zachodnie mogą mówić o częściowym sukcesie, a samo Państwo Islamskie oficjalnie przestało istnieć - niedobitki organizacji cały czas stanowią poważne zagrożenie dla krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. 

Blinken: Nie chcemy konfliktu z Iranem

Słowa prezydenta Francji, który nie ukrywa, że działania przeciwko bojownikom islamskim należy rozszerzyć, wpisują się w dzisiejszą atmosferę panującą na Bliskim Wschodzie. Od 7 października i ataku Hamasu na Izrael, napięcie w regionie rośnie. Obserwujemy nie tylko coraz śmielsze działania libańskiego Hezbollahu, ale także ataki na amerykańskie bazy w Iraku i Syrii. USA zdecydowały się zwiększyć obecność swoich wojsk na Bliskim Wschodzie.

Dziś na Radzie Bezpieczeństwa ONZ głos w sprawie zagrożenia rozszerzeniem się konfliktu izraelsko-palestyńskiego, zabrał szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken.

"Stany Zjednoczone nie szukają konfliktu z Iranem. Nie chcemy, by ta wojna się rozszerzyła. Ale jeśli Iran lub jego poplecznicy gdziekolwiek zaatakują amerykański personel, niech nikt nie ma złudzeń: będziemy bronić naszych ludzi. Będziemy bronić naszego bezpieczeństwa szybko i zdecydowanie" - zapewnił Blinken podczas debaty Rady Bezpieczeństwa na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Blinken wezwał przy tym inne państwa, by powściągnęły działania irańskiego reżimu zmierzające do rozszerzenia wojny i by zagroziły Iranowi konsekwencjami, jeśli się na to zdecyduje.
"Działajcie tak, jakby od tego zależało bezpieczeństwo i stabilność całego regionu i poza nim, bo tak właśnie jest" - powiedział szef dyplomacji USA.

Zarówno Stany Zjednoczone, jak i sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres optują za "humanitarnym rozejmem" między Hamasem i Izraelem - chodzi o przerwy w walkach, pozwalające na ewakuację ludności cywilnej i dostarczenie pomocy. Taką sugestię minister spraw zagranicznych Izraela Eli Cohen jednak odrzucił.