"Ogromne wzruszenie. Nie mogłem się opanować. Nie wierzyłem do końca" - mówi po sukcesie Zbigniewa Bródki w Soczi jego ojciec, Andrzej. "Zbyszek rozmawiał już ze swoją żoną przez telefon. Mówił, że jest szczęśliwy. Nie może być inaczej" - dodaje.

Roman Osica: Co pan czuł widząc syna w telewizji?

Andrzej Bródka, ojciec Zbigniewa Bródki: Ogromne wzruszenie. Nie mogłem się opanować. Nie wierzyłem do końca. Była chwila niepewności - albo srebro, albo złoto. W końcu odczytali i jest złoto.

Jak syn wyjeżdżał do Soczi to w jakim był nastroju? W wywiadach opowiadał, że liczył na podium, ale złota się nie spodziewał.

Jak rozmawialiśmy to mówił, że jak będzie jakiś medal to już będzie bardzo zadowolony. Nie spodziewał się na pewno.

Tu niedaleko jest takie boisko, na którym koledzy wylewali mu lód, żeby mógł jeździć...

Tak, koledzy i przede wszystkim Mieczysław Szymajda, pierwszy trener.

A co z jego kolegami ze straży pożarnej?

Są w jednostce w Łowiczu. Kibicowali mu i w środę, i dzisiaj. Cały czas go wspierają.

A żona Zbyszka jak zareagowała?

Też jest szczęśliwa, łzy popłynęły jej z oczu. No coś niesamowitego.

A bieg oglądaliście sami czy w gronie znajomych?

W gronie rodzinnym.

A rozmawialiście już przez telefon?

Synowa rozmawiała. Mówił, że jest szczęśliwy. Nie może być inaczej.