Rosjanie zakończyli prace na miejscu katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Jak poinformowała agencja Interfaks, zebrano wszystkie osobiste rzeczy ofiar oraz kawałki wraku Tupolewa. Teraz specjaliści zajmą się układaniem części samolotu, aby ustalić przyczyny tej tragedii. Śledztwo prowadzi kilkudziesięciu prokuratorów z Rosji i Polski.

Wiemy już dość dużo na temat samego upadku samolotu. Około kilometra przed lotniskiem Tupolew leciał na niewielkiej wysokości i zahaczył o drzewo, co spowodowało jego obrócenie i upadek. Co jednak spowodowało, że piloci nie widzieli, że lecą tak nisko? Tego na razie nie wiadomo.

Odczytano dwie czarne skrzynki z rozmowami pilotów z wieżą kontroli lotów i między sobą. Z tych rozmów wynika, że piloci mieli świadomość już 40 kilometrów przed lotniskiem, że warunki są bardzo złe i Rosjanie odradzają lądowanie. Dlaczego zdecydowali się lądować? To kolejne pytanie bez odpowiedzi. Rosyjscy i polscy prokuratorzy zaprzeczają, by któryś z pasażerów nakłaniał pilota do lądowania.

Kolejną wyjaśnioną już kwestią są problemy z komunikacją ze względu na język. Na początku Rosjanie twierdzili, że polska załoga nie do końca dobrze posługiwała się językiem rosyjskim i nie mogła zrozumieć cyfr podawanych przez wieżę, a oznaczających wysokość schodzenia. Okazało się jednak, że nasz pilot doskonale znał język rosyjski.

Wiemy również, że kilka sekund przed rozbiciem piloci mieli świadomość katastrofy - świadczy o tym makabryczna końcówka nagrania z czarnej skrzynki. Znamy więc dość dobrze skutki, wciąż nie znając przyczyn. Zanim je poznamy minie niestety jeszcze wiele tygodni. Tyle bowiem najprawdopodobniej będzie trwać opracowanie oficjalnego raportu.