Nie milknie wrzawa wokół ustaleń profesora Chrisa Cieszewskiego, twierdzącego, że do złamania smoleńskiej brzozy doszło przed katastrofą smoleńską. Zaprzeczał temu zarówno Prokurator Generalny Andrzej Seremet, jak - w Kontrwywiadzie na naszej antenie - szef rządowego zespołu badającego katastrofę. Zdaniem Macieja Laska prof. Cieszewski pomylił się, i za złamaną brzozę wziął... stertę śmieci.

Prof. Chris Cieszewski do słów Macieja Laska podchodzi z rezerwą. Gdyby traktować poważnie to, że zdjęcia, których użyłem pokazują śmieci w jakichś reklamówkach - mówi prof Cieszewski - to znaczyłoby to, że w ogóle nie mógł tamtędy przelatywać tupolew!

Przelatujący na wysokości 5 metrów odrzutowiec zmiótłby tam z ziemi nie tylko stertę śmieci, ale i samochód, nie mówiąc o tym, że wszystko do 50 metrów za silnikami zostałoby stopione w temperaturze kilkuset stopni Celsjusza - mówi Cieszewski.

Nienaruszone śmieci świadczyłyby, że żadnego samolotu tam nie było - to dopiero byłaby konspiracyjna teoria - mówi prof. Cieszewski, przyznając, że jego zespół teoretycznie mógł pomylić pozycję brzozy, ale prawdopodobieństwo tego ocenił jako zerowe.

Brzoza została złamana 10 kwietnia w wyniku kolizji. Chris Cieszewski na zdjęciach satelitarnych analizował inny element, nie brzozę. Popełnił błąd twierdząc, że drzewo było złamane przed katastrofą smoleńską. Cieszewski za brzozę mógł wziąć śmieci na działce doktora Bodina - mówił z kolei przewodniczący PKBWL Maciej Lasek. Gość Kontrwywiadu RMF FM zapowiedział, że jutro ruszy strona internetowa jego zespołu i że znajdą się tam "niepublikowane dotąd materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej".

Oficjalnie prof. Cieszewski ma wystąpić jutro w południe, w Sejmie.

Naukowcy uczestniczący w konferencji smoleńskiej już w poniedziałek stwierdzili, że samolot nie uderzył w słynną brzozę i rozbił się z innych przyczyn. Profesor Chris Cieszewski z Uniwersytetu w Georgii opierając się o analizę zdjęć satelitarnych doszedł do wniosku, że drzewo było złamane już przed piątym kwietnia. Z kolei metalurg Andrzej Ziółkowski wywnioskował ze zdjęć ułamanego skrzydła samolotu, że zostało ono odstrzelone.