Donald Trump został ewakuowany przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa z podium podczas spotkania wyborczego w Reno, w stanie Newada. Uznano, że jeden z uczestników wiecu zagraża bezpieczeństwu republikańskiego kandydata na prezydenta.

W relacjach telewizyjnych widać, jak dwóch funkcjonariuszy ochrony chwyta Trumpa za ramiona i odciąga go w głąb podium.

Zanim doszło do ewakuacji, Trump zwrócił uwagę na protestującego podczas wiecu mężczyznę. Głośno skomentował: To ktoś z kampanii Hillary Clinton. Ile ci płacą, 1400 dolarów? Zabierzcie go.

Po chwili kontynuował przemówienie, ale znowu je przerwał i podnosząc dłoń do oczu zaczął wpatrywać się w protestującego uczestnika wiecu, który zbliżał się do mównicy.

W tym momencie agenci Secret Service podbiegli do mównicy i otaczając Trumpa ze wszystkich stron wyprowadzili go za kulisy. Inni ochroniarze rzucili się na mężczyznę, powalili go na ziemię, skuli kajdankami i wyprowadzili z sali.

Według niektórych relacji, kilka sekund przed akcją Secret Service ktoś krzyknął: "On ma broń", co mogło skłonić agentów do działania. Okazało się jednak, że zagrażający Trumpowi mężczyzna nie był uzbrojony.

Po paru minutach Trump wrócił na mównicę i powiedział: Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale nigdy nic nas nie powstrzyma. Podziękował też Secret Service za "szybkie i profesjonalne działanie". Chcę podziękować Secret Service. Nie doceniamy ich pracy. A oni są zadziwiający - powiedział i powrócił do przerwanego wątku przemówienia.

Wiece Trumpa, zwłaszcza w okresie prawyborów, często zakłócali demonstranci, ale nigdy nie doszło do podobnego incydentu jak w Reno.

W ostatnich dniach kampanii wyborczej republikański kandydat odwiedza po kilka stanów dziennie, aby przemawiać do jak największej liczby wyborców. W sobotę był w Newadzie, Kolorado i Karolinie Północnej. Dziś będzie w Pensylwanii, Iowa, Minnesocie i Wirginii.

(mg, mal)