Przedstawiciele mieszkańców nagminnie zatrudniają się w spółkach lub urzędach. To może łatwo wywołać konflikt interesów – alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna".

Przedstawiciele mieszkańców nagminnie zatrudniają się w spółkach lub urzędach. To może łatwo wywołać konflikt interesów – alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Radni dorabiają, korzystając z publicznych pieniędzy. Zdjęcie ilustracyjne /Darek Delmanowicz /PAP

Jak wynika z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku przez Fundację Batorego (analizie poddano 8786 oświadczeń z 475 samorządów wszystkich szczebli), aż 36 proc. przebadanych radnych wszystkich szczebli podejmuje różnego rodzaju aktywność zarobkową w sferze publicznej - od pełnoetatowego zatrudnienia po umowy o dzieło czy zlecenia.

To oznacza, że ponad jedna trzecia z nich dorabia np. w jednostkach podległych organowi wykonawczemu samorządu, np. w szkołach, szpitalach, ośrodkach pomocy społecznej czy instytucjach finansowanych ze środków publicznych. Oczywiście radni mają prawo obejmować stanowiska np. w spółkach miejskich. Ale takie zjawiska budzą niekiedy podejrzenia w lokalnych społecznościach, a także obawy ekspertów.

Wielu radnych pracuje też jako urzędnicy, zwłaszcza na poziomie powiatów i dużych miast. I to jest jeszcze bardziej ryzykowny przypadek niż praca w spółkach, bo łatwiej prowadzi to do konfliktu interesów - uważa dr Grzegorz Makowski z Fundacji Batorego.