Polski patrol wjechał w środę rano na minę w okolicach bazy wojskowej w Ghazni. Zginęło pięciu żołnierzy. To najbardziej krwawy atak w historii polskiego kontyngentu w Afganistanie. Zdaniem specjalisty od ładunków wybuchowych, pułkownika Leszka Artemiuka, tragedii można było uniknąć. Polska prokuratura wojskowa wszczęła już śledztwo ws. zamachu.

Żołnierze zajmujący się projektami odbudowy wracali z miejscowości Razzak, gdzie sprawdzali postęp prac przy miejscowym mauzoleum. W konwoju jechało sześć samochodów, a w nich około 30 osób. Do ataku z użyciem improwizowanego ładunku wybuchowego doszło, gdy wjechali na teren zabudowany. Mina eksplodowała pod opancerzonym pojazdem, jadącym w środku konwoju. Samochód, pod którym wybuchł 100-kilogramowy ładunek to pięcioosobowy M-ATV (M-RAP). Eksplozja rozerwała go na strzępy.

Pozostali żołnierze natychmiast wyskoczyli ze swoich pojazdów, zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu terrorystów. Wezwali też pomoc i medyków. Niestety, wszyscy jadący M-Rapem zginęli na miejscu. Wcześniej mówiono, że dwie osoby zmarły po przewiezieniu do szpitala.

Do ataku doszło ok. 10.30 czasu lokalnego w prowincji Ghazni, na głównej drodze oznaczonej jako Highway 1, którą jechał patrol zespołu odbudowy prowincji - mówi Mirosław Ochyra, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Żołnierze, którzy zginęli, służyli w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej.

W zamachu zginęli st. kpr. Piotr Ciesielski, szt. szer. Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach. Nazwiska poległych żołnierzy podał Polski Kontyngent Wojskowy w Afganistanie. Opublikowano także zdjęcia żołnierzy.

Pojazd M-RAP (M-ATV), którym jechali żołnierze, może poruszać się z prędkością nawet 100 kilometrów na godzinę. Należy do najnowocześniejszych i najlepiej przygotowanych do działania w afgańskich warunkach. Tym razem jednak to nie wystarczyło. Jak dowiedział się reporter RMF FM Paweł Świąder, techniczna osłona okazała się nieskuteczna - nie pomogły standardowe urządzenia zagłuszające.

Zobacz również:

Dowództwo bierze pod uwagę trzy możliwości zdetonowania tego potężnego ładunku: poprzez najechanie na minę, detonację drogą radiową lub przewodową.

Prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo ws. zamachu na polskich żołnierzy w Afganistanie. Jak ustalił reporter RMF FM, na miejscu jest prokurator, który zaczął prowadzenie czynności śledczych.

Trwa żmudne zbieranie informacji w miejscu zamachu i w sąsiedniej wiosce. Wojskowi specjaliści pytają lokalną ludność o nowe osoby, które mogły pojawić się w tym miejscu w ostatnim czasie. Trwa też przeglądanie materiałów wywiadowczych, między innymi zdjęć z bezzałogowych samolotów, które patrolowały ten teren. Podpułkownik Mirosław Ochyra uważa, że zamach przygotowano wiele dni temu.

Do tragedii w Afganistanie nie doszłoby, gdyby polska armia miała urządzenie o nazwie HPM, neutralizujące improwizowane ładunki wybuchowe - mówi pułkownik Leszek Artemiuk ze Stowarzyszenia Polskich Specjalistów Bombowych w rozmowie z RMF FM. Takim sprzętem dysponują Niemcy i Amerykanie. Natomiast szef Sztabu Generalnego Mieczysław Cieniuch uważa, że pojazdy w konwoju były wyposażone w inne urządzenia, które pozwalają na wykrycie i zneutralizowanie miny. Jego zdaniem, odpowiednie systemy działały, ale konstrukcja ładunku mogła zapobiec namierzeniu go.

Natomiast Tomasz Szulc, specjalista wojskowości z Politechniki Wrocławskiej, twierdzi, że być może żołnierze przeżyliby, gdyby jechali rosomakiem, a nie M-Rapem, który jest tylko "dobrze stuniungowaną ciężarówką". Podkreśla jednak, że nie da się skonstruować pojazdu odpornego na wszystko. Generał Roman Polko mówi, że dobry sprzęt to nie wszystko. Jego zdaniem problem leży głównie w sposobie prowadzenia afgańskiej wojny - nacisk kładzie się głównie na kwestie militarne, pomija natomiast ekonomiczne, społeczne i polityczne. Obcym żołnierzom jest potrzebne zaufanie Afgańczyków, a tego właśnie brak.

To najtragiczniejszy incydent w polskim kontyngencie w czasie wojny w Afganistanie. Nigdy tak wielu polskich żołnierzy nie zginęło w jednym ataku. Liczba polskich ofiar tej wojny urosła tym samym do 36 osób. Do środy ostatnim poległym w Afganistanie był st. szeregowy Mariusz Deptuła, który zginął 23 października w ataku na polski patrol we wschodniej części prowincji Ghazni.

Sprzęt, który w tej chwili ma polski kontyngent w Afganistanie, jest najlepszym sprzętem, ale przy dużych ładunkach nic nie jest w stanie zapewnić ochrony żołnierzom - mówi w rozmowie z RMF FM Bogdan Klich. M-Rapy to dobrze zabezpieczone pojazdy, ale jak widać ładunek musiał być ogromny, jeżeli był w stanie pokonać zabezpieczenia przeciwminowe tego M-Rapa - dodaje były minister obrony.

M-RAP to przede wszystkim pojazd minoodporny, można wyobrazić sobie jakiej wielkości był ładunek, by doszło do takich strat - dodaje w rozmowie z RMF FM Janusz Walczak, ekspert ds. wojskowości, były żołnierz, który niedawno był w Afganistanie. Nie jest to natomiast pojazd liniowy, pierwszego uderzenia. W Afganistanie głównie poruszają się nim saperzy, jednostki ochrony, jednostki, które poruszają się po autostradach, po szosach, po drogach, które są utwardzone. Poruszają się nim te oddziały, które wjeżdżają do miejscowości, ponieważ jest krótszy i bardziej zwrotny. Łatwiej może się poruszać po wąskich przejazdach w terenach zamieszkałych - dodaje Walczak.

Daniel Kubas, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju twierdzi, że żołnierze musieli najechać podczas patrolu na potężny ładunek wybuchowy. Taka "mini-pułapka" nazywana jest w Afganistanie "Ajdikiem". Większość polskich żołnierzy zginęło w Afganistanie właśnie w wyniku eksplozji tych min pułapek, czyli tzw. "Ajdików" - powiedział w rozmowie z RMF FM Daniel Kubus. Podkreślił, że terroryści się wyspecjalizowali w podkładaniu tego typu ładunków. Potrafią to zrobić w 12 minut, razem z wykopaniem dołu, włożeniem ładunku, jego uzbrojeniem, zakopaniem, nawet przegnaniem owiec, żeby nie było śladu - mówił prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju.

Donald Tusk: To będzie smutna Wigilia dla nas wszystkich

To bardzo smutna informacja dla wszystkich polskich żołnierzy, dla całej Polski, ale przede wszystkim dla rodzin poległych żołnierzy - mówi Donald Tusk. W imieniu nas wszystkich składam kondolencje i wyrazy współczucia. Nic nie zadośćuczyni temu bólowi, szczególnie, że ta tragedia spotkała nas przed świętami. To będzie smutna Wigilia dla polskiego wojska, dla nas wszystkich, a szczególnie rodzin - podkreślił premier. Kondolencje złożył także prezydent Bronisław Komorowski.

Żołnierze, którzy zginęli w Afganistanie, służyli w 20. Brygadzie Zmechanizowanej w Bartoszycach. Flaga powiewająca przed jednostką została opuszczona do połowy masztu. Trzej wojskowi przyozdobili ją czarnym kirem, zasalutowali i odeszli.