Ok. 1000 osób wzięło udział w marszu milczenia upamiętniającym 40-letniego Polaka Arkadiusza J., który w poniedziałek zmarł w wyniku obrażeń odniesionych po ataku gangu nastolatków w Harlow na południowym wschodzie Anglii. Do tłumu Polaków dołączyła grupa Brytyjczyków.

Ok. 1000 osób wzięło udział w marszu milczenia upamiętniającym 40-letniego Polaka Arkadiusza J., który w poniedziałek zmarł w wyniku obrażeń odniesionych po ataku gangu nastolatków w Harlow na południowym wschodzie Anglii. Do tłumu Polaków dołączyła grupa Brytyjczyków.
Uczestnicy marszu milczenia /PAP/EPA/SEAN DEMPSEY /PAP/EPA

Marsz rozpoczął się na placu handlowym The Stow, gdzie doszło do ataku, o godz. 16 czasu lokalnego (17 czasu polskiego). Po minucie ciszy odśpiewano polski hymn, a następnie zgromadzeni przeszli do położonego w centrum Harlow anglikańskiego kościoła św. Pawła, gdzie polski i angielski ksiądz poprowadzili modlitwę za zmarłego. W wydarzeniu wzięli udział m.in. polski ambasador w Londynie Arkady Rzegocki, miejscowy poseł z Partii Konserwatywnej Robert Haflon, a także przedstawiciele władz lokalnych.

Zgromadzeni na marszu milczenia mieli ze sobą polskie flagi i szaliki oraz biało-czerwone akcenty na ubraniach. Na ławce w pobliżu miejsca morderstwa ułożone zostały zdjęcia zmarłego, a także kwiaty i kartki od lokalnej społeczności, przypominające m.in. o roli polskich pilotów podczas Bitwy o Anglię w trakcie drugiej wojny światowej oraz wspominające szczególne znaczenie słowa "Solidarność".

Eric Hind, znajomy ofiary, podkreślał w przemówieniu, że "jesteśmy po to, aby oddać hołd Arkowi, który, jak my wszyscy, przyjechał na obczyznę po lepsze życie i nikt nie miał prawa odebrać mu za to życia, to się nigdy nie powinno było wydarzyć".
Przyszliśmy z szacunku. Mieszkam przez ulicę, chcemy się połączyć z rodakami, pokazać, że jesteśmy razem. To, co się stało, jest szokujące - nie wiem, czy to było na tle rasistowskim, ale to nasz rodak - powiedział PAP Grzegorz, który mieszka w Harlow wraz z partnerką i dziećmi. Już wcześniej były skargi na to, co się dzieje w tym miejscu - podkreślał. Z kolei Dorota Krajewska przyjechała aż z oddalonego o ponad 200 kilometrów Bournemouth na południowym zachodzie kraju. To, co się wydarzyło, jest okropne. W naszym mieście też się dzieją takie rzeczy i chcieliśmy tutaj przyjechać, żeby w ten sposób zaprotestować. Pomagamy się Wielkiej Brytanii rozwijać, nie powinni nas tak traktować - podkreślała. Za to, co tu się stało, winię rodziców - wiem, że to, co się mówi w domu, dzieci potem przenoszą na ulicę. Ja też doświadczyłam tego typu agresji, słownej - tuż po Brexicie. Tego nawet dzieci w szkołach doświadczają - mówiła.

Jedna ze starszych mieszkanek Harlow w rozmowie z PAP wyraziła przerażenie atakiem, podkreślając, że "nie rozumie tej agresji, przecież Polacy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi, walczyli z nami podczas wojny".

Na marsz przyjechało też około 100 motocyklistów z grupy "Polish Bikers". Pomysł się zrodził, jak tylko przeczytaliśmy o całej tej tragedii. Wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić przejazd nas, motocyklistów, i w ten sposób uczcić pamięć rodaka - tłumaczył Paweł Siek, jeden z organizatorów przejazdu.

 Trwające śledztwo wciąż nie przyniosło rozstrzygnięcia co do dokładnego motywu ataku na trzech Polaków w ubiegłą sobotę. Prowadzimy śledztwo ws. morderstwa na tle nienawiści, ale istnieje również wiele innych wątków, którymi musimy się zająć i nie możemy ich wykluczyć na tym etapie badania sprawy. Wciąż prowadzimy przesłuchania, próbując ustalić co dokładnie się wydarzyło i jakie były okoliczności tego ataku - podkreślił w wydanym w czwartek wieczorem oświadczeniu detektyw Danny Stoten z wydziału ds. poważnych przestępstw wspólnej policji hrabstw Kent i Essex.

Jeden z trzech zaatakowanych w sobotni wieczór Polaków, 41-letni Jakub Rusiecki, udzielił w czwartek wywiadu tabloidowi "Daily Mirror", mówiąc, że agresorzy "zachowywali się jak zwierzęta". Chcę, żeby trafili do więzienia, nic ich nie zmieni - stwierdził.

Według znajomych, 40-letni Arkadiusz J. mieszkał w Harlow od 2012 roku. Ostatnio pracował w zakładach przetwórstwa mięsnego, gdzie według jednego z pracowników, z którymi rozmawiała PAP, "nawet 80 proc. pracowników to Polacy". W Harlow mieszkają też jego brat Radosław i matka. Jak dowiedziała się PAP, Arkadiusz J. będzie pochowany na lokalnym cmentarzu.

Szef brytyjskiego MSZ: Nasze społeczeństwo jest otwarte, wielokulturowe

Nie ma zgody na ksenofobię - mówili podczas spotkania w Warszawie ministrowie spraw zagranicznych: Polski Witold Waszczykowski i Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Szef polskiej dyplomacji podkreślał, że liczy na zapobieganie przez służby brytyjskie przypadkom ksenofobii.

Ważnym elementem naszej współpracy jest olbrzymia grupa Polaków, którzy żyją na Wyspach Brytyjskich - podkreślił Waszczykowski podczas wspólnych z Johnsonem oświadczeń jeszcze przed rozpoczęciem rozmów dwustronnych. Chcielibyśmy rozmawiać, zresztą rozmawiamy już od jakiegoś czasu o ich statusie - zaznaczył. Dodał, liczy na utrzymanie "statusu Polaków również po ewentualnym rozejściu się Wielkiej Brytanii z Unią Europejską".

Johnson powiedział, że Polacy wnoszą olbrzymi wkład w kulturę i gospodarkę Wielkiej Brytanii. Zgadzając się z szefem polskiej dyplomacji podkreślił, że nie ma zgody na ataki ksenofobiczne w społeczeństwie brytyjskim.

Nasze społeczeństwo jest otwarte, wielokulturowe, szczerze witamy także ludzi stąd, z Warszawy - zaznaczył brytyjski minister spraw zagranicznych.

(mn)