Wstrzymany ruch samochodów w centrum Madrytu, siedziba rządu otoczona kordonem policji - to efekt demonstracji, które kolejny dzień trwają w centrum Madrytu. Manifestanci protestują przeciw gigantycznemu bezrobociu i domagają się zmian w prawie wyborczym.

Protesty zostały zwołane przez pacyfistyczną platformę O Prawdziwą Demokrację, ugrupowanie Młodzież bez Przyszłości oraz międzynarodową organizację ATTAC poprzez SMS-y i internetowe portale społecznościowe.

Manifestanci domagają się między innymi zmiany istniejącego prawa wyborczego, które - jak twierdzą - skazuje kraj na dwupartyjność, wprowadzenia systemu "autentycznie proporcjonalnego", większej kontroli banków, zwiększenia podatków od banków i od "bogatych" oraz podziału miejsc pracy poprzez redukcję godzin zatrudnienia. Apelują o niegłosowanie w zbliżających się wyborach.

Manifestujący rozwinęli transparenty z napisami: "Już dosyć" i "O prawdziwą demokrację, bez cenzury". Wznoszą okrzyki: "Oni nas nie reprezentują".

Teraz jest więcej powodów do rewolty niż w 1968 roku - uważa Fernando Gil Vila, profesor socjologii na Uniwersytecie w Salamance. Przepaść między bogatymi i biednymi powiększa się, istnieje obsesja na punkcie bezpieczeństwa, więzienia są przepełnione, a rządy socjalistów wprowadzają politykę neoliberalną - dodaje.

W Hiszpanii bezrobotnych jest 5 mln ludzi, tj. ponad 20 procent. Ponad 43 procent młodych ludzi nie może znaleźć pracy. Liczba rodzin, w których nikt nie pracuje, sięga 1,3 mln.