Grupa 64 uchodźców uciekła z obozu dla imigrantów w pobliżu miasta Bicske niedaleko Budapesztu. Na ucieczkę i marsz pieszo do Niemiec zdecydowała się także grupa ponad 300 osób, które od czwartku koczowały na dworcu w tym mieście. W czasie ucieczki z pociągu zmarł imigrant z Pakistanu.

Grupa 64 uchodźców uciekła z obozu dla imigrantów w pobliżu miasta Bicske niedaleko Budapesztu. Na ucieczkę i marsz pieszo do Niemiec zdecydowała się także grupa ponad 300 osób, które od czwartku koczowały na dworcu w tym mieście. W czasie ucieczki z pociągu zmarł imigrant z Pakistanu.
Uchodźcy na dworcu kolejowym w Bicske /Maciej Pałahicki /RMF FM

Setki imigrantów od czwartku koczują w stojącym na stacji kolejowej w Bicske pociągu, który miał jechać do Sopronu przy granicy z Austrią. W Bicske został zatrzymany, ale mimo nakazów węgierskiej policji wielu uchodźców odmówiło opuszczenia składu i udania się do pobliskiego ośrodka dla imigrantów.

Po południu grupa około 350 uchodźców przebywających na dworcu przerwała policyjny kordon. W pewnej chwili Pakistańczyk, mający około 50 lat, upadł na tory. Węgierska telewizja poinformowała, że mężczyzna uderzył się w głowę o szynę. Personel medyczny próbował go reanimować, ale na próżno.

Policja zapewniła, że nie ścigała uciekających z pociągu.

Wcześniej imigranci grozili, że jeżeli ruch pociągów nie zostanie przywrócony, to wyruszą z dziećmi pieszo do Niemiec.

"Kupiliśmy bilety do Monachium, a powiedzieli nam, że jedziemy do obozu"

Z każdą godziną sytuacja na dworcu w Bicske stawała się coraz bardziej napięta. W oknach pociągu imigranci powiesili rozpaczliwe apele o pomoc: "Tu są dzieci", "Nie chcemy obozu", "Pomóżcie nam", "Wolność". Od czasu do czasu uderzali w ściany składu butelkami i skandowali "No camp, no camp!", protestując przeciw wysłaniu ich do obozu dla uchodźców.

Tam jest trzy, cztery, a nawet 6 tysięcy ludzi stłoczonych na małej powierzchni. Z jedną toaletą. Dadzą trochę chleba... To jest niehumanitarne. My nie potrzebujemy takiej pomocy. Mamy pieniądze i chcemy jechać dalej - mówił jeden z syryjskich uchodźców specjalnemu wysłannikowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu.

Ci, którym udało się wydostać z otoczonego przez policję dworca, opowiadali naszemu dziennikarzowi, że sytuacja na stacji jest coraz bardziej nerwowa. Zobacz, mnóstwo ludzi, wiele narodów, kobiety z mężczyznami. Ja myślę, że to nie jest dobre. Władze powinny jak najszybciej znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu. To możliwe, to przecież proste - Syryjczycy tutaj, a Irakijczycy tutaj - przekonywali. W pociągu są dzieci, kobiety, a nie ma jedzenia i wody - dodawali.

Celem uchodźców jest przedostanie się do Niemiec. Wszyscy kupiliśmy bilety za ponad 150 euro. Dlaczego nas tu zatrzymali? Ten pociąg miał jechać do Monachium. Wszyscy mieliśmy w nim miejsca, a teraz powiedzieli nam, że jedziemy do obozu. Usłyszeliśmy, że to ostatni punkt w naszej podróży - skarżyli się naszemu wysłannikowi. W ramach protestu odmawiają więc przyjmowania wody i żywności.

(edbie)