Szyiccy rebelianci, nazywani Huti, ogłosili rozwiązanie parlamentu Jemenu i formalnie przejęcie władzy w kraju, który już od pewnego czasu pozostawał pod ich faktyczną kontrolą. Prezydent, premier i członkowie rządu znajdują się w areszcie domowym. Na ulice stolicy Jemenu - Sany i innych miast wylegli demonstranci protestując przeciwko przejęciu władzy.

Wyjście na ulicę demonstrantów wzmogło obawy przed wybuchem wojny domowej na pełną skalę w kraju, którego władze były dotychczas jednym z ważnych sojuszników USA na Półwyspie Arabskim w walce z Al-Kaidą.

Jemen już od ponad czterech miesięcy pozostaje w głębokim kryzysie politycznym spowodowanym wojną partyzancką prowadzoną przez Huti. Kryzys pogłębiła wymuszona przez rebeliantów dymisja prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego 22 stycznia. Północna i częściowo środkowa część kraju jest pod faktyczną kontrolą szyickich milicji. Jednak południe opanowane jest przez plemiona sunnickie, które nie zamierzają podporządkować się Huti i gotowe są do przeciwstawienia się im siłą.

W opublikowanej w pałacu prezydenckim "deklaracji konstytucyjnej" rebelianci ogłosili rozwiązanie parlamentu i objęcie władzy przez pięcioosobową Radę Prezydencką, którą wybierze złożona z 551 osób Rada Narodowa. Ma ona zastąpić rozwiązany parlament.

Według deklaracji konstytucyjnej, Rada Prezydencka ma sformować rząd na okres przejściowy, który ma potrwać 2 lata. W tym czasie ma zostać opracowana nowa konstytucja, która będzie przedmiotem ogólnonarodowego referendum. Nowe władze zajmą się następnie zorganizowaniem wyborów  parlamentarnych i prezydenckich.

Deklarację podpisał "przewodniczący Komitetu Rewolucyjnego" Mohamed Ali al-Huti, który jest bliskim krewnym dowódcy milicji szyickiej Abdela Maleka al-Huti. To właśnie Komitet Rewolucyjny ma ostatecznie określić kompetencje nowych organów władzy.

Associated Press podkreśla, że ewentualne starcia i zamieszki wewnętrzne w Jemenie mogą wzmocnić lokalną filię Al-Kaidy, uważaną za najbardziej niebezpieczną oraz skomplikować prowadzone przez USA operacje antyterrorystyczne na Półwyspie Arabskim.

Rebelianci Huti są, co prawda, zaciekłymi wrogami Al-Kaidy, ale odnoszą się również wrogo do Amerykanów, a także do sąsiedniej sunnickiej Arabii Saudyjskiej. W ewentualnej konfrontacji mogą liczyć na wsparcie szyickiej potęgi - Iranu.

(abs)