Strach przed wąglikiem rozprzestrzenia się na cały świat. Prawdziwe lub częściej rzekome podejrzenia jego pojawienia się miały miejsce w tak różnych krajach jak Niemcy, Izrael, Brazylia czy Australia. Tymczasem prawdziwa psychoza strachu przed atakiem bronią bakteriologiczną panuje w Stanach Zjednoczonych. Przypomnijmy, że w ostatnim czasie stwierdzono w tym kraju już kilkanaście przypadków zachorowań na tę chorobę.

Rząd amerykański potwierdza opinię, że można to traktować atak terrorystyczny. Dziś już rzecznik Białego Domu powiedział, że wszystko co prowadzi do zastraszenia ludzi, grożenie im jest aktem terrorystycznym, ale na razie nie ma dowodu na uważanie tego za jakąś poważną dobrze zorganizowaną akcję a na dodatek powiązaną z zamachami z 11 września. Tyle tylko, że nagle wyszło na jaw, że dwóch podejrzanych o zamachy wynajęło mieszkania za pośrednictwem agentki nieruchomości, która jest żoną dyrektora naczelnego pisma, którego pracownik zmarł zarażony wąglikiem. Oczywiście zgodnie ze zdrowym rozsądkiem utrzymuje się, że to przypadek, tylko że kiedy zmarła pierwsza ofiara także utrzymywano, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, że był to wyizolowany przypadek. Ale staje się widocznie, że rząd usilnie stara się pomniejszyć zagrożenie. Dzisiaj dziennikarz NBC, do którego list z wąglikiem był adresowany przyznał, że także miał go w rękach i ma nadzieję, że antybiotyk okaże się skuteczny, ale już nigdy nie będzie traktował poczty jak dawniej. Rząd zapowiedział półtorej miliarda dolarów na przeciwdziałania bioterroryzmowi. Obecnie wiadomo, że znaczna część tych pieniędzy pójdzie na zakup antybiotyków.

18:40