Prezydent USA Barack Obama zapewnił, że "nie blefuje" mówiąc o możliwości użycia siły wobec Iranu. Przestrzegł jednak Izrael przed pochopną i jednostronną akcją w tym kierunku. To jedna z najbardziej jednoznacznych wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych na ten temat.

Prezydent Obama od dawna powtarza, że zależy mu na rozwiązaniu konfliktu z Iranem na drodze dyplomatycznej. Cały czas podkreśla jednak, że operacja militarna w tym kraju nie jest wykluczona.

Myślę, że rząd izraelski rozumie, iż jako prezydent USA nie blefuję. Zgodnie ze zdrowymi zasadami polityki nie rozgłaszam wszem i wobec jakie są nasze zamiary. Oba rządy Iranu i Izraela rozumieją jednak, że kiedy rząd USA mówi, iż posiadanie przez Iran broni nuklearnej jest nie do przyjęcia, to właśnie to ma na myśli - oświadczył Obama w wywiadzie dla tygodnika "Atlantic".

Obama dał jednocześnie do zrozumienia, że jednostronna akcja Izraela byłaby niepożądana m.in. dlatego, że to Iran byłby wtedy postrzegany przez świat jako ofiara agresji. W momencie kiedy nie ma specjalnie sympatii dla Iranu i jego jedyny sojusznik, Syria, znajduje się w narożniku, czy chcemy sytuacji, gdy Iran nagle przedstawia się w roli ofiary? - zapytał retorycznie.

Izrael obawia się, że Iran - uzbrojony w broń atomową - jest dla niego zagrożeniem. Sugeruje, że może zaatakować irańskie instalacje nuklearne bez zgody USA, jeśli nie uzyska od nich gwarancji, że same rozwiążą ten problem. W poniedziałek Obama spotka się w Białym Domu z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu.

Amerykanie nie chcą kolejnej interwencji wojskowej. W czwartek wieczorem na kolacji w Nowym Jorku z udziałem Obamy, poświęconej zbiórce funduszy na jego kampanię wyborczą, prezydent spotkał się z protestem antywojennym. Jedna z uczestniczek spotkania krzyknęła: "Niech pan użyje swego przywództwa - żadnej wojny z Iranem!". Obama odpowiedział: "Nikt nie ogłosił wojny, proszę pani. Trochę pani przesadza".