Zbliżające się wybory prezydenckie we Francji mogą być historycznym punktem zwrotnym dla całej Europy. Jeżeli wygra je szefowa skrajnej prawicy Marine Le Pen i dojdzie do Franxitu, czyli francuskiej wersji Brexitu, Unia Europejska tego nie przetrwa i się rozpadnie. To ostrzeżenie najbardziej renomowanego paryskiego politologa Dominique’a Moisiego. Rozmawiał z nim korespondent RMF FM Marek Gładysz.

Zbliżające się wybory prezydenckie we Francji mogą być historycznym punktem zwrotnym dla całej Europy. Jeżeli wygra je szefowa skrajnej prawicy Marine Le Pen i dojdzie do Franxitu, czyli francuskiej wersji Brexitu, Unia Europejska tego nie przetrwa i się rozpadnie. To ostrzeżenie najbardziej renomowanego paryskiego politologa Dominique’a Moisiego. Rozmawiał z nim korespondent RMF FM Marek Gładysz.
Emanuel Macron, niezależny kandydat na prezydenta Francji. /PAP/EPA/SEBASTIEN NOGIER /PAP/EPA

Na nieco ponad dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi we Francji sondaże wskazują, że Marine Le Pen przegra w drugiej turze z kandydatem umiarkowanej prawicy Francois Fillonem, albo z byłym lewicowym ministrem gospodarki Emmanuelem Macronem. Wielu komentatorów zauważa jednak, że sondaże niesłusznie przepowiadały również przegraną Donalda Trumpa w USA, oraz odrzucenie przez Brytyjczyków Brexitu. Rezultaty francuskich wyborów mogą więc również okazać się zaskakujące. Jeszcze miesiąc temu powiedziałbym panu, ze to raczej niemożliwe. Dzisiaj jednak jestem zmuszony przyznać, ze istnieje realne prawdopodobieństwo zwycięstwa Marine Le Pen- mówi Moisi. Szefowa skrajnej prawicy zapowiada, że w razie wyborczego zwycięstwa zorganizuje referendum w sprawie Fraxitu - czyli francuskiej wersji Brexitu. Wyjście Francji z Unii Europejskiej oznaczałoby śmierć tej ostatniej. Nikt bowiem nie zgodzi się na otwartą dominację Niemiec" - tłumaczy znany politolog.

Dominique Moisi sugeruje, że zwycięstwo Marine Le Pen, lub Francois Fillona w wyborach prezydenckich we Francji byłoby niekorzystne dla Polski. Zarówno szefowa eurosceptycznego Frontu Narodowego jak i kandydat partii Republikanów są zwolennikami prorosyjskiego zwrotu w polityce Paryża. Jego zdaniem PiS powinien stawiać na zwycięstwo centrysty Emmanuela Macrona.

Zaledwie 39-letni Macron nazywany jest czasami "francuskim Kennedym". Był wprawdzie ministrem gospodarki za rządów obecnego socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a, ale zapewnia, ze nie jest lewicowcem. Prawicowa opozycja proponowała już temu byłemu bankierowi, by przeszedł na druga stronę politycznej barykady. Kłopot polega na tym, że Emmanuelowi Macronowi brakuje politycznego doświadczenia. Jego rosnąca popularność jest rezultatem pustki na francuskiej scenie politycznej. Polski rząd powinien jednak stawiać na jego zwycięstwo, bo jest on w tej chwili jedyną wiarygodną odtrutką na prorosyjskie sympatie prawicowych kandydatów - podkreśla Moisi. Współpracownicy Macrona alarmują nawet, ze rosyjscy hakerzy atakują jego sztab wyborczy, by próbować go skompromitować.

Według Dominique’a Moisiego zbliżający się pojedynek o fotel prezydencki we Francji rozegra się prawdopodobnie pomiędzy szefową skrajnej prawicy Marine Le Pen i centrystą Emmanuelem Macronem. Znany politolog przypuszcza, że były faworyt wyborów - dawny prawicowy premier Francois Fillon, jest za bardzo uwikłany w afery finansowe. Sondaże wskazują, że z tego powodu większość Francuzów nie zamierza już na niego głosować. Szanse Fillona stały się w tych wyborach bardzo nikle. Jest już prawdopodobnie za późno, by zastąpił go inny kandydat partii Republikanów. Trzeba było dokonać tej zmiany dużo wcześniej - w momencie kiedy rozpoczął się spadek zaufania wobec Fillona. Francuska prawica nie zdała sobie sprawy z wymiarów, jakich ten kryzys może nabrać - tłumaczy Moisi.

Dominique Moisi sugeruje również, ze szans na zwycięstwo nie ma też kandydat rządzącego obozu socjalistów Benoit Hamon. Propozycje tego ostatniego - m.in. wypłacanie pensji każdemu Francuzowi, niezależnie od tego czy pracuje czy nie - są według znanego politologa utopijne.

(ag)