​Kandydat prawicy na prezydenta Francji Francois Filllon zapowiedział, że nie wycofa się ze startu w wyborach w związku ze skandalem wokół zatrudnienia żony. Zaprzeczył, jakoby działał niezgodnie z prawem, przeprosił także za zatrudnianie członków rodziny.

​Kandydat prawicy na prezydenta Francji Francois Filllon zapowiedział, że nie wycofa się ze startu w wyborach w związku ze skandalem wokół zatrudnienia żony. Zaprzeczył, jakoby działał niezgodnie z prawem, przeprosił także za zatrudnianie członków rodziny.
Francois Fillon /PAP/EPAPHILIPPE WOJAZER / POOL /PAP/EPA

"Nie mam nic do ukrycia", a oskarżenia "są bezpodstawne" - powiedział Fillon na konferencji prasowej w Paryżu.

Były premier przeprosił Francuzów za zatrudnienie swej żony. Przyznał, że w kwestii zatrudniania członków swej rodziny popełnił "błąd w ocenie". Wskazał, że teraz przyznaje, iż zatrudnianie członków rodziny jako asystentów parlamentarnych "to stare praktyki w polityce, które nie są już tolerowane".

Wskazał jednocześnie, że wynagrodzenie jego żony było "całkowicie zasadne" i nie widzi powodu, aby zwracać pieniądze, które jego małżonka zarobiła legalnie przez 15 lat pracy jako jego asystentka parlamentarna. Ona zajmowała to stanowisko przez 15 lat i to za przeciętną wysokość miesięcznego wynagrodzenia 3 677 euro netto. Wynagrodzenie w pełni uzasadnione dla osoby po prawie i literaturoznawstwie - podkreślił były premier.

Dodał, że nie odniósł się od razu do oskarżeń wobec swej żony, gdyż potrzebował czasu, żeby zagłębić się w sprawę. Tak, trudno mi było z tym oskarżeniem. Potrzebowałem czasu, żeby zareagować - powiedział Fillon na konferencji prasowej. Jestem uczciwy. To oskarżenie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba - wskazał.

Polityk zapowiedział, że później w poniedziałek opublikuje w internecie szczegóły dotyczące swojego majątku, w tym szczegóły dotyczące wynagrodzenia żony Penelope. Zaznaczył, że "w poniedziałek wieczorem zaczyna się nowa kampania wyborcza". Jestem jedynym kandydatem, który może przynieść krajowi naprawę - powiedział. Fillon bronił swej reputacji, mówiąc: Z pewnością nie jestem idealny, ale prowadzę życie polityczne, które mówi za mnie.

W zeszłym tygodniu Fillon skarżył się publicznie na "profesjonalną operację destabilizacji", której padł ofiarą mniej niż trzy miesiące od wyborów prezydenckich, oraz, że "wiarygodność jego kandydatury jest podawana w wątpliwość".

Najnowszy sondaż francuskiej pracowni analiz społecznych Opinionway pokazuje, że Fillon - dotychczasowy faworyt wyborów - nie wszedłby do drugiej tury, uzyskując w pierwszej turze 20 proc., czyli trzecie miejsce za szefową skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen (26 proc.) i kandydatem niezależnym, centrystą Emmanuelem Macronem (23 proc.).

Rewelacje na temat fikcyjnego zatrudnienia żony kandydata prawicy opublikował niedawno francuski tygodnik satyryczny "Le Canard Enchaine". Tygodnik, mający na swoim koncie ujawnienie niejednego skandalu w kręgach francuskich polityków, podał, że Penelope Fillon zarobiła ponad 830 tys. euro za wieloletnią pracę jako asystentka parlamentarna Fillona, a potem jego następcy oraz współpracę z pewnym pismem literackim. Na rzeczywiste świadczenie tej pracy nie ma żadnych dowodów.

76 proc. Francuzów powątpiewa w argumenty Fillona, że praca jego żony była jak najbardziej prawdziwa. 350 tys. osób podpisało petycję z żądaniem zwrotu przez Penelope Fillon publicznych pieniędzy, jakie zarobiła.

(ph, az)