​W rejonie Moskwy, gdzie 11 lutego rozbił się samolot pasażerski An-148, nadal leżą szczątki ludzkie i resztki samolotu - twierdzi córka jednej z ofiar katastrofy. Według niej, od kiedy zrobiło się ciepło, po okolicy rozchodzi się nieprzyjemny zapach.

Na antenie radia "Echo Moskwy" Julia Sinicyna powiedziała, że 6 kwietnia pojechała na miejsce katastrofy. Poszłam, by zostawić tam kwiaty. Gdy przechodziłam przez pole, widziałam dużą resztki samolotu, rzeczy osobiste, a nawet szczątki ludzkie - powiedziała.

Sinicyna dodała, że zgłosiła to śledczym, którzy obiecali jej, że na miejsce przyjedzie ekipa, która się tym zajmie. Ponownie odwiedziła miejsce katastrofy, jednak wielkich zmian nie zauważyła. Jeden samochód przyjechał, coś zabrali, ale sama widziałam, że tam to wszystko zostało, widziałam te szczątki. Unosi się tam okropny fetor zwłok, to wszystko to koszmar - dodała.

Matka jednej z ofiar w rozmowie z gazetą "Moskowskij Komsomolec" powiedziała, że służby wciąż nie zidentyfikowały wszystkich szczątków ofiar katastrofy. Rodziny więc nie mogą pogrzebać swoich bliskich, choć minęły już dwa miesiące od tragedii.

Niektóre szczątki naszych krewnych są zidentyfikowane, inne nie. Mogą nam przekazać te, które są zidentyfikowane, tylko musimy napisać oświadczenie. Pomyślcie o tym: zaoferowano nam, by dwa razy zrobić pogrzeb - mówiła Anna Tolmasowa, która w katastrofie straciła córkę Darię.

Samolot Saratowskich Linii Lotniczych An-148 rozbił się 11 lutego pod Moskwą, zaledwie kilka minut po starcie z lotniska Domodiedowo. Na pokładzie było 65 pasażerów i 6 członków załogi. Wszyscy zginęli. 

(az)