​Półtorej tony szczątków ludzkich znaleziono w opuszczonym magazynie w ukraińskim Zaporożu. Według mediów, okna w budynku były rozbite, a całej posiadłości nikt nie pilnował.

Zobaczyliśmy rękę, zobaczyliśmy nogę, to co wypadło z paczek. Tutaj biegają psy, chodzą koty - mówi mieszkanka Zaporoża.

Jak informują media, znalezisko to odpady z okolicznych placówek medycznych. Łącznie chodzi o cztery tony śmieci - półtorej tony organicznych odpadów oraz 2,5 tony bandaży, ampułek i próbówek. Niektóre z porzuconych sprzętów zawierały rtęć i metale ciężkie.

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy podkreśliła, że część odpadów pochodziła z placówki zajmującej się badaniem gruźlicy.  

Odpady leżały tam od ponad dwóch miesięcy. Gdy zrobiło się cieplej, mieszkańcy poczuli fetor. Wtedy zorientowali się, że mieszkają obok fatalnego wysypiska.

Magazyn należy do firmy, która zajmuje się wywozem odpadów pooperacyjnych. Właściciele twierdzą jednak, że sąd przejął teren przed Nowym Rokiem. Nie mieliśmy prawa niczego wywieźć. Nie wiedzieliśmy, w jakim świecie żyjemy, ponieważ w ciągu dwóch miesięcy nie byliśmy uznani za podejrzanych, oskarżonych ani świadków - mówi przedstawiciel firmy.

W związku z sytuacją sąd wycofał się z decyzji o zajęciu wysypiska. Odpady mają zostać wywiezione do końca miesiąca.

Ekolodzy oczekują od miasta wyjaśnień, dlaczego niebezpieczne odpady znajdowały się w pomieszczeniu niedostosowanym do ich przechowywania. Zwierzęta zabierały je do najbliższego sąsiedztwa, więc na wiosnę może nas czekać epidemia - mówi jedna z aktywistek.

(az)