​Konserwatysta Ivan Duque z prawicowego Centrum Demokratycznego (CD) wygrał drugą turę wyborów prezydenckich w Kolumbii, która odbyła się w niedzielę. Po podliczeniu wyników z 97 proc. lokali wyborczych ogłoszono, że zdobył 54 proc. ważnych głosów.

Jego rywal, Gustavo Petro - były burmistrz Bogoty i lider lewicowego ruchu Colombia Humana, a w przeszłości członek rozwiązanego w 1990 roku niewielkiego ugrupowania partyzanckiego M-19, zdobył 42 proc. głosów.

Szef państwowej komisji wyborczej podał, że frekwencja wyniosła 44 proc. Oznacza to, że udział elektoratu w głosowaniu był rekordowo niski. W poprzednich wyborach prezydenckich odnotowano rekordowo niską frekwencję na poziomie 48 proc. W niedzielę ten rekord został najwyraźniej pobity.

Agencja Reutera zaznacza w komentarzu, że zwycięstwo lidera prawicowego Centrum Demokratycznego rodzi obawy o przyszłość porozumienia pokojowego zawartego w 2016 roku przez kolumbijskie władze z FARC, czyli z lewicowymi Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii.

Kandydat prawicy zapowiadał w trakcie kampanii wyborczej, że zamierza zmodyfikować porozumienie wynegocjowane przez Santosa w kilku ważnych punktach, choć "nie chce podrzeć tego układu na kawałki" - jak zaznaczył. Mogłoby to skłonić rebeliantów z FARC do wznowienia aktywnego oporu - twierdzą eksperci.

Gustavo Petro deklarował natomiast ze swej strony, że jako prezydent chciałby się trzymać ducha i litery zawartego porozumienia z FARC.

41-letni kandydat konserwatystów, który swoje zwycięstwo zawdzięcza w dużej mierze poparciu byłego neokonserwatywnego prezydenta Kolumbii Alvaro Uribe Veleza (2002-2008), był faworytem sondaży przeprowadzonych przed drugą turą.

W pierwszej turze wyborów, która odbyła się 27 maja Duque zdobył 7,5 mln głosów (39,14 proc.), podczas gdy były burmistrz stolicy Kolumbii - 4,8 mln (25,08 proc.) głosów.

Kolumbijskie media pisały, że w maju, podczas pierwszej tury, nastąpiła mobilizacja elektoratu - swój głos oddało ponad 53 proc. z blisko 37 mln uprawnionych do głosowania. Nie dotyczy to jednak drugiej tury głosowania.

Hasło walki "z wszechogarniającą korupcją" starej klasy politycznej, pod którym prowadził kampanię Petro przyciągnęło najmłodszych wyborców. Nie zdołali oni jednak przechylić szali zwycięstwa na korzyść swego kandydata,

Również Duque bazował na krytyce "powszechnej korupcji", twierdząc, że jest to spuścizna po rządach obecnego prezydenta Juana Manuela Santosa i dyskretnie pomijając milczeniem fakt, że na dwóch synach jego protektora b. prezydenta Alvaro Uribe Veleza ciążą poważne zarzuty korupcyjne.

Ustępujący prezydent Juan Manuel Santos za swoje wysiłki na rzecz zakończenia wojny domowej w Kolumbii został w 2016 roku uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla, jednak w kraju ma obecnie rekordowo małe poparcie poniżej 20 proc. Po dwóch następujących po sobie, czteroletnich kadencjach zgodnie z prawem nie może ubiegać się o kolejny okres urzędowania.

Zakończone w niedzielę wybory prezydenckie są pierwszymi w Kolumbii od wynegocjowanego w 2016 roku rozwiązania FARC. Ten proces pokojowy, przyjmowany z uznaniem na świecie, w Kolumbii wywołuje kontrowersje - według kolumbijskiej prawicy strona rządowa poszła na zbyt dalekie ustępstwa wobec rebeliantów, m.in. gwarantując im łagodne kary za zbrodnie z przeszłości oraz 10 mandatów w parlamencie. Z kolei według lewicy rząd nie wywiązuje się ze zobowiązań wokół dawnych partyzantów, nie zapewniając im ochrony przed atakami ani wsparcia w powrocie do życia w cywilu.

(az)