Municypalna policja w Barcelonie oszacowała na 700 tysięcy liczbę uczestników protestów w stolicy Katalonii przeciwko przemocy stosowanej w niedzielę przez hiszpańską policję podczas referendum, uznanego przez Madryt za niekonstytucyjne. Zwolennicy niepodległości regionu uczestniczyli w ponad 30 protestach w całym regionie. Największe manifestacje odbyły się w Barcelonie przed siedzibą katalońskiego przedstawicielstwa Partii Ludowej (PP), rządzącej aktualnie Hiszpanią, a także przed budynkiem regionalnej dyrekcji hiszpańskiej policji.

Rzecznik ratusza sprecyzował, że szacowana na 700 tys. liczba protestujących obejmuje uczestników różnych manifestacji w całym mieście we wtorek po południu i wieczorem.

Siły okupacyjne - won! Ulice zawsze będą nasze! - krzyczeli demonstranci.

Uczestnicy manifestacji domagali się wycofania hiszpańskich sił policyjnych z Katalonii. Wiece były też formą wyrażenia niezadowolenia z działań wysłanych przez Madryt służb porządkowych, które podczas niedzielnego referendum przy użyciu siły próbowały zablokować plebiscyt. W efekcie konfrontacji z jego zwolennikami rannych zostało blisko 900 osób.

Duże wiece poparcia dla regionalnego rządu Carlesa Puigdemonta i niepodległości Katalonii odbyły się też m.in. przed budynkiem regionalnego parlamentu oraz na uniwersytecie w Barcelonie. Tam również manifestanci wykrzykiwali hasła przeciwko hiszpańskiej policji i Gwardii Cywilnej, a także centralnemu rządowi Mariano Rajoya.

Ponad 30 protestów

Do godzin popołudniowych we wtorek na terenie Katalonii odbyło się łącznie ponad 30 protestów przeciw użyciu przez rząd Rajoya sił porządkowych w referendum.

Strajk generalny doprowadził do chaosu komunikacyjnego w Katalonii. Od wtorkowego rana publiczne środki transportu w miastach tego regionu kursowały sporadycznie. Dojazd utrudniały też blokady na blisko 50 drogach. Protest sparaliżował też pracę katalońskich lotnisk oraz portów.

Strajk generalny odbił się również negatywnie na pracy kolei. Od wtorku do 9 października w kierunku Katalonii nie pojechało z powodu protestu 151 pociągów hiszpańskich kolei RENFE.

Do strajku generalnego licznie przystąpili też pracownicy służby zdrowia w Katalonii. Większość zaplanowanych na wtorek wizyt lekarskich, badań i operacji, zostało odwołanych.

Poruszanie się po Barcelonie to dla turystów koszmar

Jak donosi nasz specjalny wysłannik Paweł Balinowski , wtorek nie był dobrym dniem na zwiedzanie Barcelony. Zamknięte były m.in. Sagrada Familia, wystawa Picassa oraz wiele kościołów i muzeów.

Dzisiaj wszędzie musimy chodzić na nogach, ale z tym też są problemy, bo wszędzie jest masa ludzi. Nie idziemy tam, gdzie jest najgłośniej, tylko w przeciwną stronę. Cały czas zastanawiamy się, gdzie dalej iść - mówili naszemu reporterowi spotkani na ulicy turyści.

Do protestu przyłączył się sektor prywatny

We wtorek do protestu przystąpił także sektor prywatny w Katalonii. Według organizatorów strajku około 54 proc. działających w tym regionie małych i średnich przedsiębiorstw nie podjęło pracy lub prowadziło ją w sposób ograniczony.

Choć wtorkowy protest został ogłoszony w niedzielę wieczorem przez pięć związków zawodowych działających w Katalonii i kilka ruchów społecznych, z powodu brutalnej interwencji policji w czasie referendum, to liderzy syndykatów planowali protest już pod koniec września. Zapowiadali wówczas, że będzie on formą sprzeciwu przeciwko próbom ograniczania przez Madryt prawa Katalończyków do organizacji plebiscytu, m.in. poprzez konfiskatę kart do głosowania i urn oraz zatrzymania kilkunastu urzędników rządu Puigdemonta.

Według szacunków regionalnego rządu Katalonii 90 proc. osób z prawie 2,3 mln uczestników niedzielnego plebiscytu opowiedziało się za niepodległością tego regionu. Frekwencja wyniosła ok. 42 proc.


(ł)