Byłem wcześniej na lotnisku Zaventem w Brukseli, może 40 minut przed eksplozjami - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM europarlamentarzysta Janusz Zemke. Nic nie wzbudziło mojego podejrzenia - przyznaje.

Byłem wcześniej na lotnisku Zaventem w Brukseli, może 40 minut przed eksplozjami - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM europarlamentarzysta Janusz Zemke. Nic nie wzbudziło mojego podejrzenia - przyznaje.
Pasażerowie opuszczają brukselskie lotnisko /OLIVIER HOSLET /PAP/EPA

Zaventem to jest bardzo duże lotnisko. Gdybyśmy to porównali z Okęciem, to ono jest tak ze dwa i pół razy większe - opowiada Janusz Zemke. Od pewnego czasu wewnątrz lotniska są żołnierze - zawsze co najmniej kilkunastu: chodzą parami. Faktycznie ich widać. To jest taki zauważalny element - mówi. Przyznaje jednak, że nie ma patroli przed wejściem na lotnisko.

Według eurodeputowanego, niektóre grupy turystów są bardziej pilnowane. Z tego, co zauważyłem, to pasażerowie lecący do Stanów Zjednoczonych, Kanady i Izraela. Tam zawsze przy odprawach kręcą się żołnierze, policjanci i dodatkowa ochrona.

Pytany, jak wygląda sytuacja na Placu Schumana, gdzie po godz. 9 w pobliżu metra także doszło do eksplozji, przyznał, że nie widzi zbyt dużego ruchu. Ja tylko co jakiś czas słyszę karetki, różne wozy na sygnałach... Jestem w tym momencie wewnątrz parlamentu.

Przyznał, że wcześniej przed budynkiem parlamentem stała duża grupa ludzi, ale chwilę później to były już tylko pojedyncze osoby. Zauważyłem więcej żołnierzy: zawsze było dwóch, teraz jest ich na pewno większa grupa.

Prace w Parlamencie Europejskim na razie trwają, choć z przerwami. W tym momencie mamy przerwane posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych. Czy będzie dalej to posiedzenie? Tego nie wiem.

WYDARZENIA W BRUKSELI ŚLEDZIMY W RELACJI MINUTA PO MINUCIE. Sprawdź, co teraz dzieje się w stolicy Unii Europejskiej >>>