"Musimy uzbroić się w cierpliwość. Zejście z góry jest potwornie trudne. Oczywiście, dalsza droga też wymaga skupienia. Na pewno są wykończeni, wychłodzeni, bo temperatury, tam u góry, to jest coś koszmarnego" - mówi w rozmowie z Maciejem Pałahickim reporterem RMF FM, himalaista Ryszard Gajewski. Razem z Maciejem Berbeką, który dziś stanął na Broad Peak, Gajewski zdobył także Manaslu. Było to zimą 1984 roku. Cztery lata później Berbeka samotnie wspiął się na Broad Peak, ale dotarł do Rocky Summit. To szczyt niższy o 12 metrów od głównego wierzchołka. Teraz, po 25 latach Maciej Berbeka wrócił, żeby znowu zmierzyć się z górą.

Maciej Pałahicki: Maćkowi się udało po 25 latach. Ćwierć wieku.

Ryszard Gajewski: Właściwie tak. Nie sądziłem, że wyjdzie. Obstawiałem właściwie wszystkich tych młodszych, bo on ma prawie 60 lat. Więc to jest wielki sukces, że w tym wieku można tak wysoko wyjść i to jeszcze w zimie. Pamiętam, jak to było, jak razem wychodziliśmy. Ale byliśmy o dwadzieścia pięć lat młodsi, więc jestem zaskoczony pozytywnie i cieszę się, że znowu zakopiańczyk wyszedł na ośmiotysięcznik w zimie, jako pierwszy.

Gratulacje już się należą, czy trzeba poczekać jeszcze?

Nie, jeszcze nie. Jeszcze musimy się uzbroić w cierpliwość, żeby doszli chociaż do pierwszego obozu, patrząc z góry, od wierzchołka, czyli do czwartego, bo wtedy możemy mówić, że jakoś w miarę bezpiecznie zejdą. Oczywiście dalsza droga też wymaga skupienia, więc pewnie dwa dni najbliższe, będą bardziej nerwowe. Na pewno są wykończeni, wychłodzeni, bo temperatury, tam u góry są koszmarne. Ja już się po tej wyprawie nie zdecydowałem jechać na następną, bo po prostu miałem dość.

Wyjście na szczyt to jest dopiero połowa sukcesu? 

Mniej. Zejście jest najistotniejsze.

Czyli, tak naprawdę teraz dopiero powinniśmy zacząć trzymać kciuki za nich?

Tak. Może mocniej ścisnąć, żeby wszystko było w porządku, żeby nic się nie stało, bo człowiek się rozluźnia. Tak to jest niestety, że jak się schodzi, to gdzieś tam w podświadomości, człowiek się rozluźnia. A tu trzeba być cały czas skupionym.

To sukces, to czego dokonali?

Jest to osiągnięcie na skalę światową. Właściwie zamykamy powoli jako Polacy ten okres zimowy zdobywania ośmiotysięczników. Zaczęło się to w osiemdziesiątym roku, od Leszka Cichego i Krzysztofa Wielickiego. Potem przez pozostałe lata powolutku te szczyty były kompletowane. I zostały jeszcze dwa.

Też będą je pewnie Polacy zdobywać?

 Z tym może być kłopot. Szczególnie z K2, już dwa razy było atakowane, ale góra jest jednak o 600 metrów wyższa i więcej ludzi trzeba. Ten skład musi być większy.

Co ich czeka teraz?

Cóż, znużenie, bo zaczęli rano, ten dzień się wydłuży pewnie do 30 godzin i to będzie trudno. najważniejsze, żeby nie zrobić jakiegoś błędu, jakieś poślizgnięcie, jakiś mocniejszy wiatr, który przecież tam cały czas wieje.

I jak najszybciej ze strefy śmierci, w dół?

Znaczy, 7600 to powinni w miarę szybko osiągnąć, już gdzieś się tam zbliżają, a potem już mogą iść wolniej, byle szli bezpiecznie.